______________________________________________________________________ ___ __ ___ ___ _ ___ ____ | _| _ _ _ ___ / _|| || | | || | |_ || |_ | \ | || || | / / | | || | | | || | | / / | _| | \| || || | | _/ / | _|| | | _| || \ / /_ | |_ | |\ || || | |__/ |_| |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_| |___| _______________________________________________________________________ Wtorek, 11.02.1997 ISSN 1067-4020 nr 137 _______________________________________________________________________ W numerze: Ryszard Nowosielski, Tadeusz K. Gierymski - Dwuglos o Baconie Izabella Wroblewska - Gorzkie slowa Ryszard Nowosielski - Czarne lzy Tadeusz K. Gierymski - Slon a Sprawa Polska _______________________________________________________________________ Szanowni Panstwo, Niesmialo reaktywujemy "Spojrzenia", na razie w formie wylacznie ASCII, czyli bez polskich diakrytykow. Powodow tego, jak rowniez naszego ponad polrocznego milczenia, znalazloby sie wiele, ale wystarczy przypomniec mocno brodata anegdote z Napoleonem, ktorego w pewnym miasteczku nie przywital salut armatni, jak nalezalo. Zapytany burmistrz odpowiedzial: "Sire! Jest wiele ku temu powodow: po pierwsze nie mamy armat". "Dziekuje, to mi wystarczy", mial rzec Bonaparte. W naszym przypadku powodem jest brak chetnych rak do pracy. Redakcja opiera sie na dwoch osobach, zajetych po uszy swoimi obowiazkami zawodowymi. Przyszedl nam jednak w sukurs fakt nastepujacy: powstala nowa lista dyskusyjna o nazwie "Papirus", zalozona przez Slawka Sapiehe i Tadeusza Gierymskiego, na ktorej w ciagu niespelna miesiaca dzialalnosci pojawilo sie tyle interesujacych tekstow, ze rzucono pomysl upowszechnienia ich na lamach "Spojrzen" (sama lista ma charakter prywatny, to znaczy czlonkostwo za zaproszeniem - opiekunem jest Tadeusz Gierymski). Innymi slowy, "Spojrzenia" w zamierzeniu moga stac sie rodzajem "witryny", czyli okna wystawowego "Papirusa". Nie wykluczamy mozliwosci publikowania artykulow spoza listy, o ile takie sie pojawia. Na razie jednak, w pierwszym numerze po wznowieniu, polegamy wylacznie na materialach, ktore uprzednio ukazaly sie na "Papirusie". Redakcja ________________________________________________________________________ Ryszard Nowosielski (RN) i Tedeusz K. Gierymski (tkg) DWUGLOS O BACONIE ================== RN: Franciszek BACON [1561 - 1626] O MLODOSCI I WIEKU DOJRZALYM Czlowiek, ktory jest mlody latami, moze byc stary godzinami, jesli nie tracil swego czasu. Ale to zdarza sie rzadko. Ogolnie, biorac, mlodosc jest podobna do pierwszych mysli, ktore nie sa tak madre jak pozniejsze: jest bowiem mlodosc w myslach tak samo, jak jest mlodosc co do wieku. Inwencja mlodych ludzi jest bardziej zywa niz starych, a obrazy wyobrazni wplywaja do ich umyslow latwiej i lepiej, jak gdyby bardziej z boskiego natchnienia. Natury, ktore maja w sobie wiele ognia oraz wielkie i gwaltowne pragnienia i niepokoje, nie sa dojrzale do dzialania, poki nie przejda przez poludnik swych lat. Tak bylo z Juliuszem Cezarem i Septimiuszem Sewerem; o tym ostatnim powiedziano; juventutem egit erroribus, imo furoribus, plenam [spedzil mlodosc wsrod bledow, raczej wsrod szalenstw]; a przeciez byl to imperator najbardziej zdolny niemal z calego ich szeregu. Natomiast natury stateczne moga dokonywac rzeczy wielkich juz w mlodosci, jak to widzimy na przykladzie Cezara Augusta, Kosmy, ksiecia Florencji, Gastona de Fois oraz innych. Z drugiej strony natura ognista i zywosc w wieku dojrzalym to doskonale polaczenie, gdy chodzi o rozwijanie dzialalnosci. Ludzie mlodzi latwiej znajduja nowe pomysly, niz wydaja trafny sad o rzeczach, i lepiej wykonuja rzeczy, niz je poddaja rozwadze; latwiej tez tworza nowe projekty, niz je systematycznie wykonuja. Albowiem doswiadczenie wieku dojrzalego w rzeczach, jakie wchodza w jego zakres, daje ludziom dojrzalym linie wytyczna, w rzeczach nowych natomiast wprowadza ich w blad. Bledy ludzi mlodych psuja sprawy i je zaprzepaszczaja; bledy ludzi dojrzalych natomiast sprawiaja tylko to, ze mozna by bylo uczynic wiecej lub szybciej. Ludzie mlodzi, prowadzac jakies sprawy i nimi kierujac, obejmuja wiecej, niz objac sa w stanie; wprawiaja w ruch wiecej rzeczy, niz moga zalatwic; daza do jakiegos celu, nie myslac o srodkach i stopniach, ktore don prowadza; opieraja sie na pewnej niewielkiej liczbie zasad, ktore wybrali przypadkowo i bez dostatecznej racji; nie obawiaja sie wprowadzac innowacji, ktore pociagaja za soba nieznane niedogodnosci; stosuja srodki ostateczne na samym poczatku; i wreszcie (co podwaja wszelkie bledy) nie chca tego uznac czy tez sie cofnac z drogi, na podobienstwo krnabrnego konia, ktory ani nie chce sie zatrzymac, ani zawrocic. Ludzie dojrzalego wieku wysuwaja zbyt wiele obiekcji, namyslaja sie zbyt dlugo, ryzykuja zbyt malo, zaluja tego, co zrobili, zbyt szybko, i rzadko doprowadzaja sprawe do konca, lecz kontentuja sie miernym powodzeniem. Najlepiej jest z pewnoscia zatrudniac lacznie mlodych i starych. Bedzie to bowiem dobre dla chwili obecnej, jako ze zalety jednych i drugich beda mogly naprawiac ich strony ujemne; i dobre bedzie na czas pozniejszy, izby mlodzi ludzie mogli byc uczniami, gdy ludzie dojrzalego wieku kieruja sprawami; dobrze bedzie wreszcie ze wzgledu na przypadki zewnetrzne, jako ze z wiekiem dojrzalym laczy sie autorytet, z mlodoscia zas przychylnosc u ludzi i popularnosc u nich. Co do strony moralnej, to, byc moze, mlodosc ma przewage, tak jak wiek dojrzaly ma ja w sprawach polityki. Pewien rabin ze slow: wasi mlodziency widziec beda, a starcom waszym sny sie snic beda, wyprowadza wniosek, ze mlodzi ludzie blizej sa dopuszczeni do Boga niz starzy, jako ze widzenie jest wyrazniejszym objawieniem niz sen. W rzeczy samej, im wiecej czlowiek pije tego swiata, tym to go bardziej zatruwa; i wiek dojrzaly wieksza ma korzysc raczej z uzdonien rozumu niz z cnot woli i uczucia. Sa ludzie, co osiagaja nadmiernie wczesnie dojrzalosc, ktora nastepnie przedwczesnie wiednie. So to, po pierwsze, tacy, co maja kruchy dowcip, ktorego ostrze szybko sie tepi; tacy, jak retor Hermogenes, ktorego dziela sa niezwykle subtelne, lecz ktory pozniej otepial. Drugi rodzaj, to ci, co maja pewne dyspozycje przyrodzone, jakie przystaja lepiej wiekowi mlodemu niz dojrzalemu; takie, jak plynna i obfita w slowa wymowa, ktora przystoi dobrze mlodosci, lecz nie wiekowi dojrzalemu. Tak to mowi Tulliusz do Hortenzjusza: idem manebat, neque idem decebat [pozostal niezmieniony, a wypadalo sie zmienic; Cicero, Brut. 95]. Trzeci rodzaj, to tacy, co biora poczatkowo zbyt szybki rozped i szafuja swa energia wiecej, niz to moze zniesc bieg czasu. Taki byl Scypio Afrykanski, o ktorym Liwiusz mowi w rzeczy samej: ultima primis cedebant [nie godzilo sie; Liwiusz, XXVIII 53] -- Eseje, Franciszek Bacon, PWN 1959 ------------------------------------------------------------------- tkg: Kiedy (lata temu) zajmowalem sie logika, jej historia i metodologia nauki, wtedy zapoznalem sie z pogladami Bacona, ale czytalem raczej o jego klasyfikacji nauk i metodzie indukcji, w ktora tak on wielka pokladal nadzieje, ze twierdzil: Spes est una in inductione vera. Jedyna przeto nadzieja w rzetelnej indukcji. Profesor Tadeusz Kotarbinski* tak jego osiagniecie oszacowal: [...] przelomowe w dziejach metodologii nauk indukcyjnych dzielo Franciszka Bacona (w. XVII) Novum Organum [...] W dziele tym zalozono podwaliny teorii indukcji przyrodniczej [...] Z ciekawoscia wiec przeczytalem esej Franciszka Bacona o mlodosci i wieku dojrzalym przeslany nam przez p. Nowosielskiego. Widocznie odczuwalem, jesli nawet nieswiadomie, brak szerszego obeznania sie z tworczoscia autora Nowego Organonu. Byc moze, ze psycholog odezwal sie we mnie. Bo pisze nasz baron z Verulam i wicehrabia z St. Albans o naturze ludzkiej, o cechach charakteru, o dojrzalosci, o bledach charakterystycznych ludzi mlodych i starych, pisze latwo, plynnie i ladnie. I pomyslalem sobie: Zajrze do ksiazki uzywanej przez pokolenia studenckie - nie wylaczajac moich dzieci - zobacze czego uczyly sie moje pociechy o Baconie eseiscie**: In the field of the essay, Bacon's only predecessor was Montaigne; but Bacon's social and business position (which he had no intention of resigning, as Montaigne had done) kept him from following Montaigne's example in writing personal confessions. As a man with a judicial position to maintain, he was not out to discover himself, or explore unknown thoughts. His training in law and his reading of Roman moralists had given him the habit of thinking in axioms; and axioms of prudent, practical conduct were what he laid down. Montaigne, in titling his writings "Essais," emphasized the tentative and exploratory nature of this thought; he did not care about developing a consistent, defensible philosophy, only about tracing the quirky track of his changing moods. Bacon laid down the law like a magistrate or a Dutch uncle, and largely concealed his "self" - at least in the way Montaigne defined "self" - under the official robes of worldly wisdom. Only the bookish side of Montaigne came out in Bacon's "Essays;" reading them, you would imagine that he was born at the age of thirty-eight, with a volume of moral epistles for one parent and a treatise of English law for the other. Neither do his "Essays" provide much of a guide to human nature; you would scarcely learn from them, any more than from the writings of Emerson, that the human race is divided into two sexes. What one could pick up are certain prudential, practical rules about the successful conduct of business life. Philadelphia lawyers were once famous for giving this kind of advice, and Bacon phrased it in crisp, compressed phrases, easy for a busy man to remember. Axioms and adages are the kernels of legal wisdom, and Bacon's essays often read like a string of walnut sayings, hard to crack, but meaty and nourishing enough, once one has got inside them. Tak pisza redaktorzy antologii, profesorowie angielskiego na duzych, znanych, a nawet slawnych, uniwersytetach. Pochlebnie i bez zastrzezen natomiast pisze o stylu Bacona Profesor Wladyslaw Tatarkiewicz***: Dziela Bacona maja piekna forme literacka; byl on obok Montaigne'a tym, ktory w essayu urabial nowa, swobod- niejsza postac naukowego wykladu. Celowal w aforys- tycznym ujeciu mysli. A jak bylo naprawde? Unikne odpowiedzi cytatem z eseju Bacona "O Prawdzie": "What is truth?" said jesting Pilate; and would not stay for an answer. * "Elementy Teorii Poznania, Logiki Formalnej I Metodologii Nauk", Wydanie II, przejrzane, Zaklad Narodowy Imienia Ossolinskich, 1961, s. 305. ** "The Norton Anthology of English Literature," tom I, trzecie wydanie, s. 1562-63. *** "Historia Filozofii", Tom II, Spoldzielnia Wydawnicza Czytelnik, 1949, s. 31 tkg ------------------------------------------------------------------- RN: Szczerze mowiac, bardzo mnie zasmuca grzebanie umyslow ludzi wybitnych, majacych wiele do przekazania rowniez dzisiaj, przez "naukowa" obrobke ich dorobku. Klasyfikacja, zaliczenie do pradu umyslowego, zestawienie z innymi eseistami i jeszcze ladny nagrobek, zyl od do, napisal, wniosl wklad, zapoczatkowal, rozwinal, nie dokonczyl i jednego z najmadrzejszych ludzi mamy z glowy, ktora mamy rozpracowana naukowa. Tak jest w przypadku Bacona, do ktorego mozna dotrzec na szczescie sladem zamilowania do aforystyki, zainteresowania esejami jako gatunkiem, czy historia rozwoju nauki czy historia Anglii w ogole. I nagle okazuje sie, ze te Eseje sa lektura, do ktorej mozna wracac stale, czytajac na chybil trafil jeden z 58 i Bacon nie nigdy zawodzi. Szczerze mowiac nie znam ksiazki, ktora przy tak szczuplej objetosci 257 stron, zawierala takie bogactwo mysli. Stad konsekwentnie podrzucam na Poland-L i teraz na Papirus przemyslenia, ktore sadze warto poznac. Staram sie drogiego dla mnie Bacona odkneblowac. A co do profesorow jezyka angielskiego, byl czas, ze podejrzewali naszego eseiste o autorstwo sztuk Szekspira, przy takiej niekonsekwencji, (od sciany do sciany) moze warto poznawac dorobek literatury angielskiej na piechote, bo moze jeszcze kilka (kilkadziesiat) umyslow spoczywa w sloikach z formalina, zakreconych naukowym autorytetem. Jezeli nauka kazdego kraju ma taki dorobek to przygody intelektualne nasze i naszych pociech byly/sa/beda nieco jalowe. Jest to moze skutek postepowego zalozenia, ze madrosc dewaluuje sie z uplywem czasu, ze trudno traktowac zbyt powaznie przemyslenia ludzi, ktorzy zyli dawno temu. Nieuprzedzony jednak kontakt z zapisem mysli, ktory sie zachowal, zdaje sie potwierdzac cos zgola innego, ze ludzie madrzy sa sobie wspolczesni, problem, ze im wspolczesni nie sa madrzy. Piszac te slowa pozostaje pod wrazeniem nie tak dawno czytanego Traktatu o Wojnie Sun Tzu, ktory powstal w Chinach ponad 2000 lat wczesniej od Esejow Bacona i zawiera fragmenty mogace byc czescia podrecznika wspolczesnych jednostek specjalnych. Co z tego wynika? Chyba to, ze nasze "wyzsze" wyksztalcenie ma cos na sumieniu i dobrze by bylo, zeby wszystkie opracowania naukowe byly pisane w pierwszej osobie, co uczciwie zwracaloby uwage na subiektywnosc sadow. Bacon na szacownych uniwersytetach zostal pochowany bezosobowo. RN ------------------------------------------------------------------------ tkg: Przyslal nam p. Nowosielski esej Franciszka Bacona (o mlodosci i wieku dojrzalym). Moje omowienie tego eseju wzbudzilo w nim "smutek" i riposte, z ktorej wylawiam zdania twierdzace o Franciszku Baconie: "Szczerze mowiac, bardzo mnie zasmuca grzebanie umyslow ludzi wybitnych,majacych wiele do przekazania rowniez dzisiaj, przez ,,naukowa'' obrobkeich dorobku". "Staram sie drogiego dla mnie Bacona odkneblowac". "...bo moze jeszcze kilka (kilkadziesiat) umyslow spoczywa w sloikach z formalina, zakreconych naukowym autorytetem". "Jest to moze skutek postepowego zalozenia, ze madrosc dewaluuje sie z uplywem czasu, ze trudno traktowac zbyt powaznie przemyslenia ludzi, ktorzy zyli dawno temu". "Bacon na szacownych uniwersytetach zostal pochowany bezosobowo". Moim zdaniem, wszystkie powyzsze twierdzenia (lub ich implikacje) sa bledne. Zacznijmy od pierwszego: "Szczerze mowiac, bardzo mnie zasmuca grzebanie umyslow ludzi wybitnych, majacych wiele do przekazania rowniez dzisiaj, przez "naukowa" obrobke ich dorobku". Przeciez sam Bacon wzial sobie za zadanie opracowanie "nowej" klasyfikacji nauk, postawienie nauki na nowy tor przez zastosowanie jego indukcyjnych metod, skad tytul jego pracy "Novum Organum", krytykowal swych poprzednikow i odrzucal stare metody poznawcze, a szczegolna antypatie czul do Arystotelesa. Zwrocmy uwage chocby tylko na tytuly jego prac: "Instauratio magna" - "Wielkie ustanowienie nauk". "De dignitate et augmentis scientiarum" 1623, opracowane wczesniej (1605) jako "The two books on the proficience and the advancement of learning". "Novum Organum" - tu sam tytul wskazuje, ze celem jest obalenie nie tylko pewnych tez Arystotelesa, ale, jak pisze Tatarkiewicz, "na miejsce "organonu" Arystotelesa dac -- "nowy organon". Tak przedstawia Tatarkiewicz poglady i cele Bacona: Dotychczasowa nauka niezdolna byla dac czlowiekowi panowanie nad przyroda, przeto jest nieuzyteczna. Bacon, jako typowy czlowiek Odrodzenia, odczuwal brzemie tradycji i erudycji, chcial z nia zerwac i zaczac na nowo. Nauka, ktora ma byc potega, nie istnieje, musi byc dopiero zbudowana. Specjalnie bezuzyteczne okazalo sie, wedlug niego, glowne narzedzie logiczne dotychczasowej nauki: sylogizm. Trzeba odwrocic metode i operowac nie zalozeniami, lecz doswiadczeniem. [...] I dawnej Arystotelesowsko- scholastycznej metodzie sylogizmu Bacon podjal sie przeciwstawic nowa metode indukcji, na miejsce "organonu" Arystotelesa dac -- "nowy organon". Jak mozna nie omawiac "naukowo" dorobku Bacona, gdy celem jego bylo wlasnie zreformowanie metody nauki i jej celu, a mianowicie by "przez nia zycie ludzkie obdarzone zostalo nowymi wynalazkami i bogactwami". A co do ponizszej uwagi: "Jest to moze skutek postepowego zalozenia, ze madrosc dewaluuje sie z uplywem czasu, ze trudno traktowac zbyt powaznie przemyslenia ludzi, ktorzy zyli dawno temu". Czy Bacon tez odrzucil przeszle poglady z tego powodu? Czy o "postepowcach" pisze Tatarkiewicz?: Opinia Bacona u potomnosci byla bardzo zmienna. Za zycia wzbudzal powszechny prawie zachwyt: podziwiano, ze tak znakomity maz stanu (jak to pozniej wyrazil Wolter) "znalazl czas, by byc wielkim filozofem, dobrym historykiem i wytwornym pisarzem". Natomiast po upadku politycznym i smierci Bacona zapomniano o nim; glucho o nim przez XVII wiek, nie wspominaja o nim nawet wzglednie bliscy mysliciele, jak Hobbes and Locke. Tylko w grupie uczonych angielskich, z ktorej wylonila sie potem Royal Society, mial wiernych wielbicieli. Ten stan rzeczy ulegl calkowitej zmianie w XVIII w.: Oswiecenie w Anglii i na kontynencie slawilo w Baconie swego wielkiego poprzednika. Kult dlan trwal w jego ojczyznie i w XIX w., natomiast na kontynencie powrocily watpliwosci co do jego wielkosci i jego znaczenia dziejowego: pojawily sie znow glosy, iz byl tylko dyletantem, ktory uprawial filozofie, jak przystalo na lorda-kanclerza, ale nie filozofa. Ostra krytyka chemika Liebiga (1863) byla punktem wyjscia dlugiej polemiki o wartosc naukowa Bacona. "Staram sie drogiego dla mnie Bacona odkneblowac". i "Bacon na szacownych uniwersytetach zostal pochowany bezosobowo". stwierdza dalej p. Nowosielski. Nie zgadzam sie, ze dzis, przynajmniej u nas, Bacon jest "zakneblowany", ze "Bacon na szacownych uniwersytetach zostal pochowany bezosobowo", ze jest jednym z umyslow spoczywajacych w sloikach z formalina, zakreconych naukowym autorytetem", jak sugeruje p. Nowosielski. Omawiany byl i jest przez slawnych historykow i metodologow nauk scislych, np. przez Alistara C. Crombie, Alexandre'a Koyre i wielu, wielu innych. A krytykowany jest rzeczowo i slusznie, jak postaram sie wykazac pozniej. Publikuje sie o nim duzo, lista publikacji jest niezmiernie dluga, obszerna i ciagle rosnaca. Zajrzyjmy, dla przykladu, do ksiazki pt. "The Oxford Authors / Francis Bacon / A Critical Edition of the Major Works", redagowanej przez Briana Vickersa, Oxford University Press, 1996. W niej "Further Reading", czyli sugestie autora co warte jest czytania, podzielone sa na nastepujace czesci: 1. Bibliography. 2. Editions. 3. Biographies. 4. General Studies. 5. Reference Works. 6. Reception and Reputation. 7. Philosophical Works. 8. Political and Historical Works. 9. Legal Works. 10. Literary Works. Wymienia w nich Vickers autorow i tytuly publikacji, z ktorych wiekszosc wydaje sie byc wspolczesna. Rubryka "1. Bibliography." ma 6 stron tytulow, z ktorych jeden, Wlocha Paulo Rossi'ego podaje 26 stron publikacji o Baconie. Oxford University Press opracowywuje nowe wydanie dziel Bacona. Drugi przyklad: "Novum Organum", w przekladzie i redakcji Petera Urbacha i Johna Gibsona ukazalo sie, tez w miekkiej okladce, wydane przez Paul Carus Student Editions / Open Court, Chicago and La Salle, Illinois, 1994. Drugi i trzeci naklad ukazaly sie juz w 1995 r. Zajrzalem elektronicznie do katalogu biblioteki uniwersytetu minnesockiego. Tytul = Francis Bacon przyniosl 94 pozycje. Przedmiot = Bacon, Francis, - 240 pozycji. W katalogu miejskiej biblioteki publicznej tytul "Francis Bacon" daje 14 pozycji, np. AUTHOR: Stephens, James. TITLE: Francis Bacon and the style of science IMPRINT: University of Chicago Press, [1975], a przedmiot = Bacon, Francis, 1561-1626, przyniosl 37 pozycji. Mozna te przyklady mnozyc. Akademia nie zapomniala o Baconie. Wrocmy jeszcze na chwile do Tatarkiewicza: Wlasciwych kontynuatorow Bacona, tych, co rozwineli jego metodologie indukcji, mozna znalezc dopiero w XIX w.: byli to przede wszytkim J. Herschel i J. St. Mill. Ale Bacon oddziala nie tyle swoimi konkretnymi pomyslami, ile ogolna tendencja, trzezwa, empiryczna, praktyczna. Tendencja ta znikla w XVIII w., natomiast znakomicie rozwinela sie sie w XVIII w., gdy zaufanie do faktow wzielo znow gore nad zaufaniem do matematycznych dedukcji. NIe bylo w tym wyraznego wplywu Bacona, lecz raczej pokrewienstwo z nim. Sedno sprawy lezy w specifice jego metody indukcyjnej. Pamietacie, co on sam stwierdzil? Spes est una in inductione vera. tkg ------------------------------------------------------------------- RN: The life of man, poem of Francis Bacon For my name and memory, I leave it to men's charitable speeches, to foreign nations, and to the next ages. Sir Francis Bacon (from his Will) THE LIFE OF MAN The world's bubble; and the life of man less than a span. In his conception wretched; from the womb so to the tomb: Curst from the cradle, and brought up to years, with cares and fears. Who then to frail mortality shall trust, But limns the water, or but writes in dust. Yet, since with sorrow here we live opress'd, what life is best? Courts are but only superficial schools to dandle fools: The rural parts are turn'd into a den of savage men: And where's a city from all vice so free, But may be term'd the worst of all the three? Domestic cares afflict the husband's bed, or pains his head: Those that live single, take it for a curse, or do things worse: Some would have children; those that have them none; or wish them gone. What is it then to have no wife, but single thralldom or a double strife? Our own affections still at home to please, is a disease: To cross the sea to any foreign soil, perils and toil: Wars with their noise affright us: when they cease, W'are worse in peace: What then remains, but that we still should cry, Not to be born, or being born, to die. RN _______________________________________________________________________ Izabella Wroblewska Gorzkie slowa o literaturze polskiej w RFN ========================================== Marcel Reich-Ranicki - nazywany "carem niemieckiej krytyki literackiej" udzielil wywiadu tygodnikowi "Wprost" (1/97). Wypowiedzial gorzkie dla nas slowa. Mysle jednak, ze i dla Niemcow tez. Jego zdaniem polska klasyka, liryka i powiesc nie istnieja w Niemczech. Oto wybrane przeze mnie fragmenty tego wywiadu. Wprost: Czy literatura polska ma cos Niemcom do zaoferowania ? Reich-Ranicki: Niestety, niewiele, a mam na mysli cala literature polska od poczatku jej istnienia. Gdy w koncu lat 50-tych dawalem w Lubece i innych miastach odczyty na temat literatury polskiej, proszono mnie, zebym nazwiska wybitnych polskich autorow, o ktorych sluchacze nie mieli zadnego pojecia, pisal na tablicy. Fakt, ze w Niemczech spuscizna polskiej literatury jest tak malo znana, ma konkretne powody. [...] W wypadku literatury polskiej trzeba zaczac od tego, ze klasyki nie zna sie prawie w ogole, a powiesci polskiej - nie chce nikogo obrazic - po prostu nie ma. Wyksztalcony Niemiec zainteresowany literatura europejska i swiatowa, w zyciu nie slyszal o Stefanie Zeromskim, czy Boleslawie Prusie. Znajda sie moze jeszcze tacy, ktorzy wiedza cos o Reymoncie, bo byl laureatem Nagrody Nobla. Nawet Sienkiewicz nie byl w Niemczech popularny, pominawszy "Quo vadis", ktora odniosla sukces miedzynarodowy. Wprost : Czy obecny brak popularnosci polskiej literatury w Niemczech to rezultat jej hermetycznosci i narodowago charakteru, czy tez raczej historycznych obciazen we wzajemnych stosunkach obu krajow ? Reich-Ranicki : Pewnie i jedno, i drugie, a do tego dorzucic trzeba jeszcze uplyw czasu i problem tlumaczenia. Gdy bylem szefem dzialu literatury we "Frankfurter Allgemeine Zeitung", wydano ksiazke Marii Dabrowskiej "Noce i dnie". Pamietalem ja jako dobra, a czesciowo znakomita lekture. Pomyslalem : dac ja do zrecenzowania jakiemus niemieckiemu krytykowi ? Nie do przewidzenia, co napisze, moze bzdury, potepi, zniecheci... Poslalem ja wiec Tadeuszowi Nowakowskiemu, a ten napisal : nie ma o czym gadac, przeminelo z wiatrem, ta powiesc nikogo nie zainteresuje. I ja to musialem wydrukowac. Czemu ? - zapytalem pozniej, a Nowakowski na to, ze tez kochal kiedys te ksiazke, ale dzis sprawa jest dla niej przegrana. Rzeczywiscie, nikt nie chcial jej czytac. Powtarzam - ani polska klasyka, ani liryka, ani powiesc w Niemczech nie istnieja. Liryka jest bez dwoch zdan silna strona literatury polskiej, podobnie jak dramat poetycki. Ale tu znow byl i jest problem braku dobrych tlumaczy. To wielkie nieszczescie, ze prawie nie istnieja przeklady tego, co w polskiej literaturze jest naprawde piekne. Niemcy nie znali i nie znaja Wyspianskiego, o Norwidzie nigdy nie slyszeli, nic nie wiedza o Slowackim, a z nazwiskiem Mickiewicza zetkneli sie tylko germanisci, bo przewija sie przez biografie Goethego, z ktorym sie kiedys spotkal. Inny przyklad : w 1992 roku wystawiono w Salzburgu "Wesele" w rezyserii Andrzeja Wajdy; w spektaklu zagrali swietni aktorzy. W prasie niemieckiej napisano : to ekshumacja i zadne odkrycie, niezrozumiala, fatalna literatura. Wprost: Czy przejaw lekcewazenia Polski, w tym jej dorobku kulturalnego, nie wynika ze stereotypow doby porozbiorowej ? Reich-Ranicki: Prawdopodobnie ma pan racje, ze stereotypy moga wplywac na stosunek do literatury, czy kultury w ogole. Polska funkcjonuje w swiadomosci niemieckiej, jako kraj wielkiego balaganu, nieporzadku, chaosu, choc takze jako kraj z pewnym czarem. Jest to efekt historii, ktorej sie juz nie zmieni. Mozna natomiast, choc nie od razu, zmienic wlasny wizerunek, m.inn. wlasnie poprzez popularyzacje dorobku kulturalnego, w tym literatury. Wprost: Tylko co tu popularyzowac, skoro sam pan uznaje jedno dzielo za zbyt malo uniwersalne, drugie za nieaktualne, a jeszcze inne za zle przetlumaczone ? Reich-Ranicki: Pierwsze i drugie rozumie sie samo przez sie, pozostaje problem przekladow. Gdy swego czasu modny byl w Polsce Marek Hlasko, jego "Osmy dzien tygodnia" przetlumaczyla na niemiecki pewna polska arystokratka. Gdy z nia rozmawialem, mowila jak z powiesci Prusa. O jezyku polskim z lat 50-tych nie miala pojecia, nie wspominajac juz o nieznajomosci nieprzyzwoitych slow, ktorymi poslugiwal sie Hlasko. Gdy popelnil samobojstwo, w prasie napisano: zmarl maz znanej aktorki: Sonii Ziemann, polski autor. Nikt tez nie czytal Andrzejewskiego. Po jego smierci napisano, ze zmarl autor, ktorego powiesc byla podstawa filmu Wajdy "Popiol i diament". Ale z polska proza w Niemczech nie jest az tak zle - ze wspomne chetnie granego kiedys Slawomira Mrozka, a zwlaszcza jego "Tango". Niestety nie mozna tego powiedziec o liryce. Mysli pan, ze takie nazwiska, jak Lechon, Galczynski, Tuwim, sa bez powodu nieznane? A moze powie pan, ze w Niemczech znal ktos Szymborska, zanim dostala nagrode Nobla? Nikt. Wyszly ze dwa male tomiki, ktorych nikt nie czytal. Potem rozdzwonily sie ksiegarnie, cos wydrukowano, i koniec. Jutro o Szymborskiej nikt nie bedzie pamietal. Znaczenia literackiego Nobla tez nie mozna przeceniac.[...] Wie pan, kto byl najbardziej znany? Stanislaw Jerzy Lec i jego "Mysli nieuczesane". Powod byl prosty: jego fraszki sa zrozumiale i brzmia po niemiecku tak samo swietnie. Wspomne tylko jedna z nich - "Zegar bije. Wszystkich"... Doskonale i ponadgraniczne. Swietnie tez nadawaly sie do wypelniania luk przy lamaniu gazet, co potegowalo ich popularnosc. Wprost: Oprocz Nobla sa jeszcze inne, literackie nagrody : Zbigniewa Herberta wyroznilo jury skladajace sie z 29 krytykow literackich z RFN, Szwajcarii i Austrii za najlepsza ksiazke na liscie stacji radiowych i telewizyjnych, Ryszard Kapuscinski odebral w Lipsku nagrode Niemieckiego Zwiazku Ksiegarzy i Wydawcow. Wsrod laureatow sa takze Andrzej Szczypiorski, czy Hanna Krall. Reich-Ranicki: W Niemczech wrecza sie wiele nagrod, ktore sa roznie definiowane. Niektore z nich przyznaje sie za wklad w porozumienie miedzynarodowe, inne daja jakies srodowiska, jeszcze inne obywatele roznych miast. Zdarza sie, ze polacy dostaja niektore z nich, co wcale nie jest dowodem, iz ciesza sie powodzeniem, nie zmienia tez faktu, ze literatura polska jest w Niemczech nieobecna. Te nagrody nie sa aktem milosierdzia, choc po trosze przyznaje sie je na zasadzie czynienia zadosc, "bo tam byl komunizm, bo kraje te byly bite, kopane, a ich tworcy gnebieni". Czesto musze odpowiadac na pytanie, czy tych nagrod nie jest zbyt duzo. Oczywiscie, ze nie - mowie - bo literaci i tak zarabiaja za malo. Wprost: Jezeli jest tak zle, jak pan mowi. to dlaczego tylko w 1995 roku wydano w RFN kilkanascie nowych tytulow i kilka wznowien polskich autorow? Reich-Ranicki: Gdzie pan to wyczytal? Chyba w katalogach. Niech pan nie daje sie zmylic liczba tytulow i wymienianiem nazwisk. Gdzie to wyszlo i kiedy? Po sto egzemplarzy, czy po piecset? Do diabla, nikt tego nie chce czytac. Zaluje! Oczywiscie sukces Andrzeja Szczypiorskiego jest niewatpliwy. Sam zakupilem i drukowalem we Frankfurter Allgemeine Zeitung jego powiesc "Die schoene Frau Seidenman", napisalem tez bardzo pochlebne recenzje. To psychologiczna ksiazka o problematyce niemiecko- polskiej, napisana bardzo inteligentnie, pokazujaca ludzkie zachowania w czasie okupacji bez nienawisci, bez zalu i zlosci, z wielkim spokojem. Tylko, czy Szczypiorski jest pisarzem o jakims przelomowym talencie? Nie. I mam nadzieje, ze on tak nie twierdzi. Albo Hanna Krall, ktorej nie chcialbym skrzywdzic. Jej pisarstwo jest na pograniczu literatury. To co pisze jest reportazem, kunsztownym, nie prymitywnym, ale wartosc poetycka nie jest w nim zamierzona. Sukces ksiazek Hanny Krall w Niemczech jest ogromny i w pelni zasluzony. Oprocz tych autorow innych polskich nazwisk na niemieckim rynku ksiegarskim wlasciwie nie bylo i nie ma. Na przyklad Iwaszkiewicz, byl tlumaczony i co? Bez echa. Z nieco wiekszym uznaniem waskiego grona spotkal sie Gombrowicz, nie tylko za "Ferdydurke". Poza wczesniej wspomnianymi, oraz Mrozkiem i Lecem, praktycznie nic, zero. No, moze jeszcze Lem, ktorego bardzo cenie, ale - szczerze mowiac - nie mam zrozumienia dla tego rodzaju literatury. Wprost: W niemieckich tlumaczeniach literatury obcej polskie przeklady wynosza zaledwie 0,5 % i jest ich kilka razy mniej, niz tlumaczen literatury rosyjskiej, a nawet czeskiej. Reich-Ranicki: Wydawnictwa niemieckie od 1945 roku robily co mogly, podjely mnostwo prob popularyzacji dorobku polskich autorow. Karl Dedecius wydal cala polska bibliografie - od sredniowiecza po czasy wspolczesne. Jego zaslugi sa ogromne. Pytalem go kiedys, w jakim celu to drukuje, skoro te ksiazki nie maja czytelnikow i egzystuja praktycznie poza obiegiem publicznym. A on na to, ze niewazne, czy znajda sie nabywcy i ilu ich bedzie: stu, czy dwa tysiace, wazne by w ogole byla literatura polska po niemiecku. A dla literatury obcej w Niemczech nastal teraz korzystny czas, bo wspolczesna literatura niemiecka jest bardzo slaba. Nikt jednak nie zmusi Niemcow, by czytali to, czego nie chca czytac. Ze rzadko siegaja po polska ksiazke - to bardzo smutne. Stan jest taki jaki jest. ----------------------------------------------------------------------- Marcel Reich - Ranicki ====================== Najbardziej popularny recenzent RFN, nazywany "carem niemieckiej krytyki literackiej". Urodzil sie 2 czerwca 1920 roku we Wloclawku. Jego matka byla niemiecka Zydowka. Od 1929 roku mieszkal w Berlinie; w 1938 roku zostal aresztowany i deportowany do Polski. Podczas wojny walczyl w powstaniu w warszawskim getcie. W 1946 roku byl czlonkiem polskiej misji wojskowej w Berlinie, a w latach 1948-1949 byl konsulem PRL w Londynie. W 1949 roku zostal wydalony z partii za "ideologiczne wyobcowanie". W 1958 wyjechal na studia do Niemiec, skad nie wrocil. W latach 1960-1973 byl krytykiem literatury w "Die Zeit", a od roku 1973 do 1988 kierowal dzialem literatury w dzienniku "Frankfurter Allgemeine Zeitung", gdzie publikuje do dzis. Jest tez tworca popularnego magazynu telewizyjnego "Kwartet Literacki". Wykladal na Uniwerytetach w USA, Szwecji, oraz RFN. Jest doktorem honoris causa uniwersytetow w Uppsali, Augsburgu i Bambergu, oraz laureatem wielu prestizowych nagrod. _______________________________________________________________________ Ryszard Nowosielski Wislawa Szymborska o ksiazce Lady Perfect "Sztuka zycia, czyli encyklopedia dobrych manier", Wydawnictwo Elew 1993 CZARNE LZY ========== Ksiazka ta adresowana jest w zasadzie do wszystkich, ale tak naprawde to tylko do kobiet. W zyciu nie widzialam mezczyzny, ktory by studiowal podrecznik dobrego tonu. W tych sprawach panowie zdaja sie calkowice na swoje panie i ich cierpliwa perswazje. Ksiazka zawiera wskazania rozsadne i w miare wykonalne - o ile tylko mieszkamy po ludzku i czasem stac nas na cos wiecej niz podroz tramwajem. Zawsze jednak w tego typu poradnikach brak mi ostatniego rozdzialu, ktory dopisuje samo zycie, ciagle nas czyms zaskakujace. Rozdzial moglby miec tytul Bez przesady, a mowilby o tym, ze w drodze do doskonalosci najmadrzej bedzie zatrzymac sie pare krokow przed meta. Moze sie bowiem okazac, ze meta znajduje sie tuz nad urwiskiem. Sluze historyjka, ktora kiedys wyczytalam w jakims francuskim magazynie dla kobiet. Pismo to zwrocilo sie do niewiernych mezow z pytaniem: "W jakich okolicznosciach pierwszy raz zdradzilem zone"... Jedna z odpowiedzi dala mi do myslenia. Opowiem ja wlasnymi slowami, bo nie rozporzadzam juz tekstem oryginalnym. Jestem - zwierzal sie pewien pan - wlascicielem niezle prosperujacego antykwariatu. Moja zona wyroznia sie duza uroda, ktora pielegnuje i umiejetnie podkresla. Ubiera sie ze smakiem i zawsze stosownie do okolicznosci. Wychowuje dzieci zdrowo i wpaja im zasady. Dzieki niej w domu wszystko dziala jak trzeba. Kazda rzecz ma swoje miejsce, a to miejsce lsni czystoscia. Posilki domowe sa smaczne, kalorycznie wywazone, estetycznie podane i zawsze na czas. Ponadto zona jest osoba zrownowazona i taktowna, co pozwala jej znalezc sie nalezycie w kazdej sytuacji. Znajomi uwazaja, ze poslubilem ideal. Ja tez podzielalem ich zdanie. Az do dnia, kiedy do antykwariatu weszla pewna dziewczyna. Ani specjalnie ladna, ani zgrabna, w taniutkich zle dobranych laszkach. U kurtki brakowalo jej jednego guzika, a na stopach miala wybrudzone trampki. Niesmialo zapytala o cene jakiegos breloczka na wystawie. Nie byl drogi, dla niej jednak za drogi. Juz zbierala sie do wyjscia, kiedy raptem nieuwaznym ruchem potracila etazerka, na ktorej stal bardzo kosztowny chinski wazon. Wazon spadl i rozbil sie w kawaleczki. Dziewczyna spojrzala z przerazeniem na mnie, potem na skorupy - i nagle usiadla na podlodze zanoszac sie dziecinnym placzem. Stalem oniemialy, a rozne mysli przelatywaly mi przez glowe. Ze, na przyklad, moja zona nigdy niczego nie stlukla. Ze nigdy nie widzialem, jak placze. Ze gdyby nawet plakala, z pewnoscia nie robilaby tego na podlodze. I ze jej lzy bylyby krystalicznie czyste, poniewaz uzywala tuszu do rzes renomowanej firmy X... Ogarniety wzruszeniem kleknalem przed dziewczyna, objalem ja i swoja nieskazitelnie biala chusteczka zaczalem wycierac z jej policzkow strugi czrnych lez... I tak sie to wszystko zaczelo - wzdychal w ostatnim zdaniu ow zdradziecki antykwariusz. -- Lektury nadobowiazkowe, Wydawnictwo Literackie, Krakow, 1996 RN _______________________________________________________________________ Tadeusz K. Gierymski SLON A SPRAWA POLSKA ==================== Podrzucil mi przyjaciel, byc moze, ze juz wszystkim znana, antologie Stanislawa Baranczaka "Bog, Traba i Ojczyzna: Slon a Sprawa Polska oczami poetow od Reja do Rymkiewicza". Wybor, wstep i opracowanie: Desdemona Dus. Ilustracje: Wojciech Kolyszko. Wydawnictwo ZNAK, Krakow 1995. Czytamy we "Slowie Wstepnym" Desdemony Dus: Inteligent Polski, zwlaszcza Inteligent Ciemny lub Niedouczony, wciaz jeszcze w niedostatecznym stopniu zdaje sobie sprawe z wagi slonia. Jest to niedostatek tym bardziej krzywdzacy, ze wage te wlasnie do sprawy polskiej Slon przywiazal od dawna i z samozaparciem. Na skutek swego zanurzenia w pomroce pradziejow poczatki Sloni na ziemiach piastowskich sa niezmiernie trudne do uchwycenia dla dzisiejszego historyka. Nie ulatwia mu tego zadania nawet fakt, iz poczatek niemal kazdego slonia wyroznia sie charakterystyczna traba. Oto kilka dobrze nam znanych wierszy "pieczolowicie zrekonstruowanych przez profesora Stanislawa Baranczaka (przy pomocy mgr Desdemony Dus)". Mam nadzieje, ze nikt nie bedzie mial trudnosci z rozpoznaniem oryginalow, ale nawet na prywatne pytanie publicznie odtrabie. SLONIE W KLATCE "Czemu ryczysz?" - staremu powiadal Slon mlody. "Masz dzisiaj lepsze w klatce niz w buszu wygody". "Tys w niej zrodzon", rzekl stary, "lecz wprost ci wyra/bie/: Jam byl wolny, dzis w klatce, i dlatego tra/bie/". *** LAURA I FILON POD BAOBABEM Juz miesia/c zaszedl, hieny zawyly I cos tam klaszcze od buszu: Pod baobabem moj Filon mily Tak klapie para/ swych uszu. Prowadz mnie teraz, milosci smiala, Gdybys mi skrzydla przypie/la! Zebym najpre/dzej busz przeleciala, Tra/be/ Filona scisne/la. *** LILIJE: ELEFANTAZJA GMINNA Straszna losu ironia: Pani zabija Slonia; Zabiwszy grzebie w gaju, Na la/czce przy ruczaju, Grob lilija/ zasiewa, Zasiewaja/c tak spiewa: "Rosnij kwiecie wysoko, Jak Slon lezy gle/boko; Jak Slon lezy gle/boko, Tak ty rosnij wysoko" Potem cala skrwawiona Slonia zbojczyni zona: Ha! ha! zsiniale usta, Oczy przewraca w slup. Drza/ca, zbladla jak chusta: "Ha! Slon, ha! trup!" I staje, i mysli, i slucha, Slucha, zrywa sie/, biezy, Wlos sie/ na glowie jezy, W tyl obejrzec sie/ le/ka, Cos wcia/z po krzakach ste/ka, Tra/ba rozsadza skron: "To ja, twoj Slon, twoj Slon!" *** Z POEMATU "MARIA, CORKA SLONIA" - Hej, ty, na szybkim Sloniu gdzie pe/dzisz, Kozacze? Czys zaoczyl Goryla, co przez kurhan skacze? - Ech, Horyl!... - zalkal jezdziec z kozackim akcentem - Zmysly pe/ta tem tempem pe/d, ste/pia te/tentem!... - I, z realizmem, ktory Szymon Szymonowic Docenilby, lkal dalej: - Jam zreszta/ krotkowidz, Tupet tupotu tedy Sloniowi wybaczam: Bez binokli i tak juz malo zaaczam. *** W BANANOWYM CHRUSNIAKU Duszno bylo od malign, gdys banany rwala, A szept nasz tylko wowczas nacichal w ich woni, Gdym wargami wygarnial z uczynnych tra/b sloni Owoce, przepojone wonia/ twego ciala. I nie wiem, jak sie/ stalo, w ktorym okamgnieniu, Ze dotkne/la mi tra/ba spoconego czola, Porwalem ja/ - ty ogon zlapalas w skupieniu, Slon zla/czyl nas - a stado sapalo dokola. *** CO TO JEST SLON (III) Co jest w sloniu Slon jest w sloniu ale ktory Czy ten wlasnie slon konkretnie szaroskory Ten jedyny ten slyszalny i widzialny Ten co fruwa mie/dzy nami substancjalny Czy slon inny ten co nie ma klow i tra/by Slon z tych ktore sloniem nie sa/ ale snia/ by... A gdy slonia poprzez slonie sie/ pomnozy To czy w sloniu zlote wne/trze sie/ otworzy A gdy slonia poprzez slonie sie/ podzieli Czy be/dziemy jeszcze slonia w sloniu mieli I co slon ten mi jedyny wie i sa/dzi O tym sloniu ktory nim tym sloniem rza/dzi I co o nim o tym sloniu co wszelaki Sa/dza inne abstrakcyjne raczej ssaki *** KIEL PULKOWNIKA W gluchej dzungli, przed chatka/ lesnika, Rota strzelcow stane/la zielona; A u wrot stoi straz Pulkownika, Tam w izdebce Pulkownik ich kona. Z wiosek zbiegli sie/ czarni wloscianie: Wodz to byl wielkiej mocy i slawy, Skoro lud grzeje wode/ w saganie I na zapas gromadzi przyprawy. Lecz ten wodz w tropikalnej odziezy Jakie szare i duze ma lica? Jaki nos? - Ach, to byla Slonica, Afrykanka, Slonica-bohater, Tra/bonosa Emilija Plater! ________________________________________________________________________ Redakcja "Spojrzen": spojrz@k-vector.chem.washington.edu, oraz spojrz@info.unicaen.fr Serwery WWW: http://k-vector.chem.washington.edu/~spojrz, http://www.info.unicaen.fr/~spojrz Adresy redaktorow: krzystek@magnet.fsu.edu (Jurek Krzystek) karczma@info.unicaen.fr (Jurek Karczmarczuk) Copyright (C) by J. Krzystek (1997). Copyright dotyczy wylacznie tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu. Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji. Numery archiwalne dostepne przez WWW i anonymous FTP z adresu: k-vector.chem.washington.edu, IP # 128.95.172.153. _____________________________koniec numeru 137__________________________