______________________________________________________________________ ___ __ ___ ___ _ ___ ____ | _| _ _ _ ___ / _|| || | | || | |_ || |_ | \ | || || | / / | | || | | | || | | / / | _| | \| || || | | _/ / | _|| | | _| || \ / /_ | |_ | |\ || || | |__/ |_| |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_| |___| _______________________________________________________________________ Piatek, 10.05.1996 ISSN 1067-4020 nr 131 _______________________________________________________________________ W numerze: R. Leick i A. Lorenz - W oczach Lema Jurek Karczmarczuk - Apelajda sekliwa borowajke kuci Klaus Umbach - Lolity na jarmarku Dariusz Rostkowski - Opium slowa Slawek Sapieha - Wariacje na temat czosnku _______________________________________________________________________ Szanowni. Przeszedl Trzeci Maja, ale nie o Swiecie Narodowym slow kilka, tylko o dniu pamieci dziennikarzy, ktory - przynajmniej w Europie - nie przeszedl niezauwazony. Co roku sposrod dziennikarzy pracujacych na arenie miedzynarodowej kilkudziesieciu ginie na posterunku. Wojna, terroryzm, czy terroryzm policji w panstwach "rozwijajacych demokracje" nie oszczedza tej grupy zawodowej, w samej Algerii w tym roku zginelo juz ponad 20. Wlasciwie mozna miec dla nich mniejsze wspolczucie niz dla nieszczesnych, niewinnych cywilow padajacych ofiara przemocy. Wiedza co robia. Ci, ktorzy jezdza w niebezpieczne rejony swiata, sa najemnymi zolnierzami, ktorzy w ten sposob, swiadomie, buduja swoje kariery zawodowe. Ci, ktorzy na miejscu walcza piorem z rezimem, czy bandytyzmem: w Rosji, czy Algerii, tez stali sie zolnierzami, choc glownie mimo woli. Ale o ile wspolczucie - jak to na wojnie - jest czesciowo przygaszone, pozostaje nasz szacunek i pamiec. <> nie sa impreza dziennikarska, tylko darmowa rozrywka indywidualna, tyle tego dziennikarstwa tutaj co kot naplakal, ale czujemy jakas duchowa wiez z tymi, ktorzy poswiecili sie informowaniu szerokiego swiata o tym co sie dzieje gdzie indziej, albo co sie dzialo kiedy indziej. Jurek K_uk ________________________________________________________________________ Der Spiegel, 30.10.1995 via Forum R. Leick i A. Lorenz W OCZACH LEMA ============= Spiegel: Od dawna nie napisal pan juz zadnej powiesci na temat przyszlosci. Czy to koniec komunizmu sklonil pana do powrotu z kosmosu na Ziemie? Lem: Kiedy przypatruje sie masie publikowanych ksiazek, ogarnia mnie poczucie, ze stoje na brzegu oceanu i dolewam do niego lyzeczke wody. Spiegel: Czy science-fiction byla dla pana ucieczka od posepnej rzeczywistosci komunizmu? Lem: Moze podswiadomosc szeptala mi: wznies sie raczej w kosmos, bo na ziemi doznasz samych zmartwien. A tymczasem na ziemi zrealizowano wiele z tego, co opisywalem, np. powstanie wirtualnej rzeczywistosci, ktora okreslalem jako <>. Takiej futurologii komunisci w ogole nie tolerowali. Spiegel: Ale nie podjal pan zadnych przeciwdzialan? Lem: A jednak. Pewnego razu sekretarz partii powiedzial mojej zonie: Za kazdym razem, gdy pani maz cos pisze, ciagle sie w cos wplatuje. Dla nas to przestepstwo, nie moglaby pani mu wyperswadowac? Spiegel: Czy przewidzial pan trafnie koniec komunizmu? Lem: Dopiero na rok 2000. Dlatego, ze za bardzo uwierzylem danym CIA o sprawnosci gospodarczej Zwiazku Radzieckiego. Bylo dla mnie jasne, ze zaden dorosly czlowiek nie moze nawet polowicznie wierzyc w idee komuniznu. Tragizm XX wieku polega na tym, ze teorii Karola Marksa nie mozna bylo najpierw wyprobowac na myszach. Spiegel: Mimo tych wywrotowych pogladow osiagal pan zawsze rekordowe naklady w Zwiazku Radzieckim. Lem: Mialem wielu przyjaciol wsrod radziekich naukowcow, nalezal do nich i Sacharow. W czasie odczytow w Zwiazku Radziekim pytano mnie czesto, dlaczego nie pisze o nadchodzacym <>. Uczciwie byloby odpowiedziec: Bo nigdy go nie bedzie. Zamiast tego z grzecznosci dla gospodarzy odpowiadalem, ze nie dojrzalem jeszcze do tego. Spiegel: Czy panska ojczyzna, Polska, jest teraz na lepszej drodze? Lem: Jestem nader sceptyczny. Racjonalizm - jedyne, w co wierze - czyni w Europie wschodniej niewielkie postepy. Zniewoleni Polacy nie czuli sie pod wzgledem psychicznym az tak niedobrze. Ucisk dal im okazje do demonstrowania swej bojowej natury, do przeciwstawiania sie nakazom plynacym z gory . Obecnie, gdy ludzie sa wolni i ponosza odpowiedzialnosc za siebie, nie wiedza, jak sie zachowac. Mozliwe wiec sa wszelkie aberacje. Spiegel: Czy widzi pan przywodce, ktory molgby wskazac droge Polsce? Lem: Nikt nie budzi we mnie zaufania. Wsrod 17 kandydatow na urzad prezydenta jest z dziesiecioro, w ktorych zdolnosci umyslowe nie mozna watpic, inni naleza do kabaretu. Cala nasza klasa polityczna to bagno. Spiegel: W ankietach na czolo wysuwa sie eks-komunista Kwasniewski. Skad bierze sie ta nostalgia za przeszloscia, ktora Polska zwalczala bardziej zdecydowanie niz inne panstwa bloku wschodniego? Lem: Poczatkowo sklonny bylem wierzyc, ze polscy komunisci sa podobnie niebezpieczni jak PDS w Niemczech mimo zrecznosci bystrego pana Gysi. Ale tesknota do panstwa opiekunczego jest wielka. Tak wielu zyczy sobie powrotu do czasow, gdy szef partii komunistycznej Edward Gierek wyludzil miliardy kredytow od lekkomyslnych bankierow zachodnich. Pozwolilo to na zwiekszenie dobrobytu bez zapracowania na niego - oczywiscie tylko na bliska mete. Polacy sa niezadowoleni, ale tak bedzie zawsze. Spiegel: Czy po zmianie ustroju demokraci zawiedli? Lem: Ludzie tutaj nie wiedza, na czym w ogole polega demokracja. System komunistyczny uniemozliwial wyksztalcnie sie elit alternatywnych, otwartych na wezwania czasu. Nasz sztab generalny ksztalcony byl w Moskwie, a teraz kleczy po kosciolach i modli sie do Najswietszej Panienki. Takim ludziom nie wierze ani troche. Miedzy kandydatami na prezydenta jest wytworca wkladek do butow. W najgorszych snach nie przypuszczalem, ze ten pan zbierze 100 tysiecy podpisow, koniecznych do kandydowania. To jedno wielkie nieporozumienie. Wprost hanba. Trzeba by wybiec na ulice i bic na alarm. Spiegel: W tym stuleciu Polacy nie mieli zbyt wielu okazji, by zbierac doswiadczenia w krajach kultury mieszczanskiej. Lem: Wine za te izolacje ponosza Niemcy i Rosjanie. Najlepsi synowie naszego narodu leza w lesie katynskim lub zgineli w nazistowskich obozach koncentracyjnych. Intelektualisci byli systematycznie eksterminowani. Luki te musiala zapelniac wies. Stad poziom zarowno naszego kleru jak i politykow. Spiegel: Czy moze pan nam zdradzic, na kogo pan by glosowal? Lem: Najchetniej na marszalka Jozefa Pilsudskiego, ale urodzilem sie w niewlasciwych czasach. Pilsudski byl prawdziwym mezem stanu, ktory juz na lata przed smiercia myslal, komu moglby powierzyc Polske. Chodzilo mu o przetrwanie panstwa, nie o siebie. Spiegel: A mowiac serio? Lem: Nie wiem. W kazdym razie zrobilbym wszystko, zeby nie doszlo do ponownego wyboru Lecha Walesy. W przeciwienstwie do Pilduskiego, na ktorego Walesa tak sie chetnie powoluje, mysli on tylko o tym, jak sie utrzymac przy wladzy. Gotow by wejsc w pakt z diablem, byle wygrac. Spiegel: Walesa jako przywodca "Solidarnosci" bezsprzecznie polozyl historyczne zaslugi, obalajac polski komunizm. Lem: Wiecie panowie, ze gdyby trafil Hitlera szlag w roku 1938, uchodzilby on za najwiekszego obok Bismarcka polityka w historii Niemiec. Ale niestety zyl dalej. Mysle zatem, ze czas Walesy minal, obecnie odgrywa tylko zgubna role, jakiekolwiek bylyby jego ponoc bohaterskie czyny w Gdansku. Spiegel: Bez niego nie byloby zapewne politycznego przelomu we wschodniej Europie. Czy nie stanowi zapory przeciw postkomunistom? Lem: To przeciez mit. To nieprawda, ze wolnosc zawdzieczamy "Solidarnosci" i Walesie. Zlozyl sie na to caly rozwoj wydarzen historycznych. Gdyby nie bylo zadnego Walesy historia potoczylaby sie podobnie, staloby sie dokladnie to samo. Spiegel: Wyraznie widac, jak malo dzis cenia Walese liczni zdeklarowani reformatorzy. Czy nie przejawia sie w tym rowniez pycha inteligencji w stosunku do robotnika? Lem: Walesa zebral wokol siebie ludzi inteligentnych, ktorych wszystkich potem sie pozbyl. Jest sprytny, lecz brak mu zdolnosci przewidywania globalnych problemow politycznych. Od polityka nie wymagam wybitnych walorow umyslowych. Nie moze byc za madry, bo wtedy by z gory wiedzial, ze pewne problemy sa nie do rozwiazania. Moglby wiec zwyczajnie skapitulowac i dac za wygrana. Dlatego tak cenie kanclerza Kohla. Jest dostatetcznie madry, by znac swoje ograniczone mozliwosci i zachowuje ciagle te przewage nad wszystkimi, ktorzy mu zarzucaja, ze nie czyni dosyc. Spiegel: Czy nie ma zatem polskiego polityka, ktorego pan ceni? Lem: Owszem, ministra spraw zagranicznych, Wladyslawa Bartoszewskiego. Siedzial on za dlugo w obozach nazistowskich i wiezieniach komunistycznych, aby ktos mogl mu zarzucic brak godnosci osobistej, albo ze zdradza interesy Polski. Niestety jednak, Polacy nie znaja swych prawdziwych bohaterow. Spiegel: W sposob oczywisty widzi pan wiecej niebezpieczenstw wewnetrznych niz zagrozen z zewnatrz. Po raz pierwszy bowiem Polska zyje w niezagrozonych granicach. Czy mogloby sie to zmienic? Lem: A kto mialby na nas napadac i zniewalac? Niemcy stali sie narodem pacyfistycznym, ktory boi sie, aby jakiemus z ich zolnierzy nie stala sie krzywda na Balkanach. Debata o miedzynarodowym zaangazowaniu Bundeswehry przypomina mi zydowski dowcip o zolnierzu siedzacym w okopie i krzyczacym, gdy nieprzyjaciel otwiera ogien: Zwariowaliscie? Nie wiecie, ze tu sa ludzie? Spiegel: Nie przerazaja pana sporadyczne rozruchy pra-wicowo-radykalne w Niemczech? Lem: Coz, trzeba to naturalnie przeczekac, ale wiekszy pozar z tego chyba nie wybuchnie. Niemcy moga przezyc rozwoj podobny do Szwedow, ktorzy w XVII stuleciu zalali nas "potopem", a dzis sa narodem filantropow i humanistow. Spiegel: Rownoczesnie stosunki miedzy Niemcami, a Polakami nie poprawiaja sie tak, jak miedzy Niemcami a Francuzami. Lem: Po pierwsze - roznica w poziomie zycia jest ogromna. Nie da sie rozwiazac tego problemu tylko eksportem polskich krasnali. Po drugie - Niemcy jako okupanci zachowywali sie we Francji inaczej niz w Polsce. We Francji bylo jedno Oradour, podczas gdy Polska byla jednym wielkim Oradour. Mozna przebaczyc, ale nie zapomniec. Spiegel: Co zas z drugim odwiecznym wrogiem, Rosja? Lem: Rosjanie nie maja nawet dosc pieniedzy, aby zgodnie z terminem sprowadzic na ziemie swoja kapsule kosmiczna. Moje ksiazki rozchodza sie tam w ogromnym nakladzie, ale za kazdy sprzedany egzemplarz otrzymuje tylko setna czesc jednego centa. W takiej sytuacji finansowej nie da sie prowadzic zadnych wojen ofensywnych. Spiegel: Mimo to Polska stara sie usilnie o przystapienie do NATO. Lem: Nie jestem przekonany, ze Polska potrzebuje oslony militarnej, choc nie przeceniam sily polskiej armii. Natomiast powinnismy mozliwie najszybciej wstapic do Unii Europejskiej. Polityczne i gospodarcze zakotwiczenie sie Polski na Zachodzie jest dla Polski wazniejsze niz gwarancje wojskowe. Dziwi mnie wprawdzie, dlaczego Zachod tak liczy sie z oporami Moskwy wobec rozszerzenia NATO na Wschod. Spiegel: Czy owo liczenie sie z Rosjanami nie budzi w panu zadnych obaw? Lem: Moskwa musi zrozumiec, ze jej izolacja wyplywa z jej wlasnego postepowania. Chodziloby o jedna mala probe: Moskwie trzeba by spokojnie zdjac z twarzy maske wielkiego mocarstwa. Ciekawe, co wtedy by nastapilo. Moja prognoza: poza pomstowaniem zupelnie nic. Spiegel: Przemiany umocnily wszedzie na Wschodzie nacjonalizm. Z poczatku byl to instrument wyzwalania sie, obecnie taka postawa przedstawia coraz wieksze zagrozenie dla wolnosci i tolerancji. Czy w Polsce rowniez? Lem: Tu niebezpieczenstwa sa jeszcze male, choc tak wielu ludzi na Zachodzie uwaza Polske za notorycznego wichrzyciela. Litwini nam wprawdzie nigdy nie wybacza, ze Pilsudski zajal Wilno w roku 1920. Ale z ich strony nic nam nie zagraza. Gorzej jest obecnie z Bialorusia, ktora coraz bardziej wiaze sie z Rosja. Cieszylismy sie dotad, ze z Rosjanami nie mamy juz wspolnej granicy poza Kaliningradem. Pozostaje nam tylko wierzyc, ze kiedys nie zazadaja oni korytarza przez Polske do swojej enklawy kaliningradzkiej. Spiegel: Demokracja nie przyniosla ze soba jedynie wolnosci i pewnego dobrobytu. Jak ocenia pan zmiany moralne zachodzace dzis w Polsce? Lem: Systemy wartosci przezywaja gleboki kryzys. Ogolna niepewnosc rodzi obawy. Ludzie w nikim nie znajduja oparcia. Dzis np. tysiace robotnikow przemyslu zbrojeniowego nie interesuja sie w ogole dobrem ogolu. Chodzi im tylko o utrzymanie miejsc pracy. Jestem przeciw rzadom autorytarnym, ale z drugiej strony czuje, ze bez pewnego przymusu nie uda sie kontrolowac ogromnych egoizmow gospodarczych, jak tych w przemysle zbrojeniowym. Brakuje nam spoleczenstwa otwartego, jak je zdefiniowal Karl Popper. Spiegel: Kosciol katolicki ostrzega przed przejeciem zla, plynacego z Zachodu jak pornografia i materializm. Lem: Po przemianach Kosciol popadl w triumfalizm. Mogloby sie zdawac, ze Polska zostanie kolonia Watykanu. Ale jego nauki zawisly w prozni. Ludzie nie chcieli, zeby Kosciol mieszal sie w ich zycie prywatne, zwlaszcza w sfere seksualna. Kiedy dzis ksiadz nie chce dopuscic dziecka do pierwszej komunii, poniewaz matka na spowiedzi wyznala, ze brala srodki antykoncepcyjne, tego jest juz za wiele nawet dla najpobozniejszych. Spiegel: Jaka jest panska wizja Europy i Polski w nadchodzacych latach? Lem: Boje sie, ze nie obejdzie sie bez katastrofy. Skutki eksplozji demograficznej i globalnego skazenia srodowiska naturalnego sa nieuniknione. Moze dojsc do prob szantazu nuklearnego. Na krotszy dystans w niedalekiej przyszlosci grozi niebezpieczenstwo ze strony eks-radzieckich elektrowni atomowych. Niemcy zostana oblezona twierdza dobrobytu, a Polacy wejda w XXI wiek ze swoim powiedzeniem <>. Rozmowę przeprowadzili w Krakowie Romain Leick i Andreas Lorenz. ________________________________________________________________________ Jurek Karczmarczuk APELAJDA SEKLIWA BOROWAJKE KUCI =============================== Gdy pod koniec drugiej czesci <> Franka Herberta dochodzi do uzycia ``family atomics'' i na skutek atomowego blysku Paul Atreides traci wzrok, utrzymuje on przez jakis czas wladze i posluch udajac, ze widzi. Posluguje sie swoimi pozazmyslowymi wizjami przyszlosci. Gdy wizje sie koncza, konczy sie i Muad'Dib. Zgodnie ze zwyczajem Freemenow udaje sie na pustynie, aby tam zatrzec za soba slady. Gdy Gil Blas, bohater powiesci Le Sage'a wydanej miedzy 1715 a 1735 zatrudnia sie jako sekretarz arcybiskupa Grenady, ten prosi Blasa, aby niechybnie ostrzegl go, jesli uzna, ze jego homilie i pisma straca na sile, jesli jego kaznodziejska moc zacznie wiednac. Arcybiskup zauwaza, ze musi go ostrzec ktos z zewnatrz, gdyz jego wlasna proznosc utrudni mu samoocene. Wkrotce potem kaznodzieja pada ofiara apopleksji, z ktorej sie wykaraska cialem, ale duchem niezupelnie. Uczciwy Gil najdelikatniej jak moze zwraca mu uwage, ze cos nie tak. I oczywiscie zostaje zganiony i wyrzucony na bruk. Tak, tak. Byc wizjonerem jest trudno, a koniec czesto bywa okrutny. Czytajac wywiad z Lemem, wywiad, ktory cokolwiek sie juz zdeaktualizowal, mialem nieodparte wrazenie, ze byl on kompletnie nieaktualny w momencie przeprowadzania, a nawet przed. Lem zauwaza, ze przestal pisac fantastyke, bo za duzo tego bylo na rynku. Swieci Panscy, co to za tlumaczenie? Mamy nie robic wiecej dzieci, bo inni narobili ich za duzo? W ogole dac sobie spokoj z tzw. nauka, ktorej 99.99 procent nie jest warte papieru, na ktorym owa wiedze przekazano Ludowi? Dziwne to stanowisko, ale ja mu wierze. Mowil to juz dawno, po napisaniu <> stwierdzil, ze naczytal sie takiej masy SF, ze dostal po prostu obrzydzenia. A mial co czytac, jego maly domek na Klinach pekal w szwach od ksiazek przysylanych mu prawie co tydzien w sporych paczkach. Ale pisal dalej. Lema ogarnelo w pewnym momencie rozgoryczenie i zniechecenie. Nie wiem czemu, choc sprobuje jeszcze sie nad tym zastanowic. Ostatnie jego dziela literackie sa wyraznie inne. <> ma sporo dluzyzn i trucia, ale jeszcze jest zab i pomysl. Tyle, ze humor juz jest ciezki, Ijon Tichy stracil kompletnie swoja paradoksalna naiwnosc i nawet gdy lewa polowa mozgu bije po buzi prawa, to juz nie to samo co dziesiatek Ijonow zzerajacych sobie nawzajem czekolade w jakims rozmnazajacym czas wirze grawitacyjnym. Podobnie jest ze stylem w <>, ciezko sie czyta, choc niewatpliwie jest to jeszcze Lem-wizjoner, oraz Lem-mistrz groteski. Ale <> jest dosc koszmarne. Lem katrupi Pirxa w sposob swiadomie metny i glupi, antydramatyczny, jakby sie chcial pozbyc uprzykrzonego natreta. Niszczy probe kontaktu z cywilizacja pozaziemska przy pomocy ludzkiej niezdarnosci, kunktatorstwa i braku przewidywania. No a pozniej Stanislaw Lem postawil kreske. Sam przestal pisac, ale pewnie troche i czytac. Po paskudnych doswiadczeniach z Gierkowskimi (i pozniejszymi) ludowymi sternikami literatury, ktorzy mu storpedowali serie "Stanislaw Lem poleca" (m. in. zablokowali na jakis czas wydanie Ursuli LeGuin, bo tlumaczyl ja Baranczak) Lem juz nie wrocil do tego pomyslu promowania dobrej literatury fantastycznej. Zniechecil sie do telewizji. Narzekal, ze robiono z niego clowna. Chciano zrobic z nim wywiad u niego w domu, a w ogrodku dwoch figurantow miano przebrac za roboty, ktore mu obrzadzaly ogrodek. Wsciekl sie. Powiedzial mi kiedys: - "Wie pan, to ja musze sie bawic w szofera i wystawacza po kolejkach, bo moja zona [lekarz] ma teraz dosc uciazliwy okres w pracy, nie mamy czasu na zakupy, nikt nam nie pomaga, kolejki w sklepach sam pan widzi jakie, a te przyjemniaczki mi roboty do ogrodka pakuja! Zaproponowalem im, zeby mi te roboty po mieso staly, to sie na mnie glupio popatrzyli". Zorganizowano mu telewizyjne spotkanie z mlodzieza. Zalosne. Po pierwsze, oszukano go, to nie byla mlodziez, tylko dzieci. Po drugie, te dzieci byly kompletnie nieprzygotowane. Nic Lema nie czytaly, a pytania byly w rodzaju "co Pan sadzi o talerzach latajacych?". No to i z tego sie wycofal. Zaczal pisac felietony "wspolczesne" i okolicznosciowe w <>, czy innych czasopismach, rozmienil sie na drobne. Po przeczytaniu jego dwoch, czy trzech tekstow dalem sobie spokoj, zeby sie nie denerwowac. Bo to juz nie byl ten Lem, ktorego znalem, ktorego poznalem osobiscie, i ktorego spore urywki potrafilem cytowac na pamiec. Dziwny i niepokojacy jest ten wywiad. Lem - wywrotowcem antykomunistycznym? A gdziez to, prosze Panstwa? W <> moze, czy <>? O, nie. Lem sie podporzadkowal rezimowi. Chcial pisac swoje i pisal. Opisywal na swoj sposob swietlana komunistyczna przyszlosc i ganil zarowno Atlantydow jak i ich zlezale doktryny, m. in. religie. W jednym z wydan <> jest sliczny happening z Merkanami i Ejbomem, ktorym walczy sie z Rasza i Czajna. Boki mozna zrywac, i szkoda, ze Lem wycofal pozniej ten pasaz jako "apokryf". Chcial pisac madrze i szczerze i udalo mu sie. W epoce walki z cybernetyka wsadzil do <> swoja "mechaneurystyke". Rzeczywiscie wymyslil "rzeczywistosc wirtualna", tj. fantomatyke, ale nie on jeden, w swiatowej literaturze SF bylo tego sporo, wiec mozna mu uznac przemycenie tego do polskiej literatury, ale oryginalnosc jest troche dzielona z innymi. Jest jednak u niego ladna i oryginalna wizja czegos, co mozna nazwac interakcyjnym modelowaniem komputerowym. Chyba jednak nie tym winien sie chwalic, ale przede wszystkim swoim jezykiem, ktory nie ma rownych i nawet kongenialne tlumaczenia Kandera nie sa w stanie oddac wszystkich bladawcowatych niuansow lepniaczosci Myamlakow i takich podrzednych bohaterow jak Kuwecita Bardzobil, Abrukwian Polistny, czy kupiec wybijajacy butem okno w statku, ktorym wiozl anemony dla Bedzwinogow z planety Nieduzy. Lem przewidzial koniec komunizmu? A gdziez to prosze Panstwa? Zacytuje ktos? Nie wierzy w <>. A dlaczego? Przeciez to jest realnosc, widza go nie tylko wizjonerzy Swietlanego Komunizmu i radzieckiej fantastyki, ale i - nieco inaczej - Zinowiew i Tischner, prawda? Lem przyjacielem Sacharowa? Dobrze, niski uklon. Szkoda jednak, ze o tym nie wiedzialem 10 lat temu. W <> rysuje dosc paskudny wizerunek kryptokratycznego systemu totalitarnego, ktoremu mozna przylepic jakas znana etykietke, ale zadnych kropek nad "i" nie ma. W <> czepia sie raczej wspolczesnosci Zachodniej, srednio zabawnej. Oj, do Orwella mu baardzo daleko! Glosowalby na Pilsudskiego? Nie dlatego, ze jest to jeden z glownych rezyserow i aktorow naszej Odrodzonej, ale dlatego, ze potrafil wziac za buzie. Bo aby walczyc z egoizmem gospodarczym trzeba przymusu. To jest bardzo przykre spostrzezenie kogos, kto w swoim czasie byl czytany przez cala mlodziez, komu sporo ludzi w moim wieku zawdziecza wycelowanie swoich mysli w przyszlosc. Takich uwag moglbym sie spodziewac po kreaturach w rodzaju Waldemara Lysiaka, ale nie po Lemie. A teraz potwornosc. Hitler, gdyby go szlag trafil w 1938 r., bylby obok Bismarcka najwiekszym niemieckim politykiem tego wieku? W 1938?? Juz po puczu, po Reichstagu, po "nocach", z ustabilizowana doktryna i polityka wzgledem Zydow, juz po Austrii i Czechoslowacji? Rany Boskie, jak mozna... Czy gdyby Lem byl Rosjaninem, to postawilby te kreske w 1940? Trudno. Nowa Polska bardzo rozgoryczyla i zniechecila Lema. Widzial polki zalane taka beznadziejna szmira SF, od ktorej sie niedobrze robi, ale za to okladki sa kolorowe i odpowiednio gole. Zauwazyl - podobnie jak Giedroyc - ze o wiele latwiej nowo odzyskana wolnosc wykorzystac do brudnej prywaty niz do budowy organizmu spolecznego, i ze wladza przechodzi lacno w rece cynikow czy zlodziei, bo nasz elektorat nie ma i nie bedzie mial zadnej globalnej wizji ani celu. Stwierdzil pewnie, ze juz z tym sobie nikt nie poradzi, ze jego wizje mlodosci zanikly, a nowych nie warto literacko propagowac, zreszta pewnie w Polsce juz go nie beda czytac. Niestety robi co moze, by rzeczywiscie tak bylo. Tak, czy inaczej, mam w planie napisac dluzszy felieton na temat Tworczosci Lema przez duze "T", na temat Lema jakiego czytalem i pamietam, bo to co napisalem wyglada na nekrolog. Mam nadzieje, ze sie myle. Lem ma siedemdziesiat pare lat, wiec duzo juz nie napisze. Ale Asimov nie byl o wiele mlodszy, gdy dokanczal i spinal swoje Fundacje i Gaie, i z Robotow robil demiurgow. Ba, w jednej z ostatnich powiesci z Cyklu, Asimov wreszcie odkryl (normalne) kobiety i odkryl seks!!! Zycze wiec moim rowiesnikom, rowiesnikom Lema, czytelnikom Lema i <> wesolego, majowego weekendu i majowych wizji, oraz skutecznego odkrywania tego, czy owego. ________________________________________________________________________ <>, 19/1995. Redaktor muzyczny <> o upadku plytowej kultury muzycznej. Klaus Umbach LOLITY NA JARMARKU ================== Las. W lesie siedzi calkiem atrakcyjna panienka. Czarna suknia przykrywa podwiniete nogi, niedbale owiniety wokol szyi czerwony pulower ledwo przykrywa mlodziencze ramiona i obfity dekolt. Na lonie spoczywaja tylko skrzypce. Klik! Specjalnie przybyly na te okazje z Anglii fotograf, Lord Snowdon, robi zdjecie i skrzypaczka Anne-Sophie Mutter, wowczas 21-letnia, ma juz material na okladke plyty. Jako zielona gwiazdka, w milym zielonym lesie, sluzy za przynete do kupna <> Vivaldiego. Wtedy, w 1984 roku, moglo sie tym jeszcze dziewcze dobrze bawic. W koncu zdawala sobie sprawe, ze na odwrocie kompaktu jest tez jej promotor i akompaniator, Herbert von Karajan, rowniez i on w czerwonym golfie i takze wsrod zielonych drzew. Siwizna i mlodosc - co za znakomite zestawienie, Sztuka skrzypcowa i Przyroda - co za podniecajaca kombinacja optyczna! Z muzycznego punktu widzenia cykl Vivaldiego byl zupelnie chybiony. Mutter przylozyla zdecydowanie zbyt ciezki smyczek do swych skrzypiec, a Karajanowi pomylil sie Vivaldi z Puccinim. I co z tego? Na swiecie rozeszlo sie 1,1 miliona egzemplarzy plyty. To wprawdzie pestka w porownaniu z nagraniem szmoncesow w wykonaniu trojki Pavarotti-Domingo-Carreras, czy tez choru mnichow z wyspy Samos spiewajacych hymny gregorianskie. Ale i tak sensacja marketingowa. Przy tym wszystkim gniot produkcji Karajana i jego pupilki byl i tak koncem pewnej ery. Niemiecka <> mogla sie jeszcze uwazac za spadkobierczynie tradycji Wielkiej Sztuki. W tym samym jednak czasie wzial sie za ten sam cykl koncertow Vivaldiego pewien gowniarz z brytyjskiego uzdrowiska Brighton, przejechal skrzekliwym tonem przez barokowe filigrany i wystylizowal sie swym ubraniem i fryzura na punka. Nigel Kennedy sprzedal 1,9 miliona egzemplarzy plyty. Bum! Moze sobie taki punk gwizdac na Karajana, Mutter i wszystkie subtelnosci filharmoniczne. Moze sobie stratowac na nic bezbarwnym, twardym tonem cztery szlachetne koncerty skrzypcowe. A przemysl plytowy osiaga przy tym dno upadku - z funkcji kuratora sztuki do zwyklego marketingu. Fundamentalisci ze szkoly barokowej moga sie zegnac krzyzem swietym, ale przemysl odkryl tu zupelnie nowe sfery klientow. Kupujacy Kennedy'ego nie studiuja zadnych partytur tylko podniecaja sie wizerunkiem muzyka jako clowna. Wyswiechtane i dziurawe dzinsy tegoz sa wazniejsze niz jakiekolwiek <>. Z muzyki klasycznej robi sie jarmark. Spece od <> i reklamy obejmuja pierwsze skrzypce w fachu. Na skutki nie trzeba dlugo czekac: Stoi sobie nastolatka w wodzie, calkiem mokra i apetyczna. Cienka biala koszula klei sie do ciala, cialo pod nia az lgnie do patrzacego. Pod broda biale (elektryczne) skrzypce, nad nimi zagniewana buzia, a jeszcze wyzej widac morze i juz mamy "Nowa Fale" na rynku: <>. Zanim zdazyla 16-letnia <> Vanessa-Mae Nicholson wynurzyc sie z wody, juz trabil caly rynek - Hip! Hip! Hurra! - o "egzotycznej nimfie" i "Lolicie skrzypiec". Na swoim kompakcie zatytulowanym "The Violine Play-er" zarzyna owa rusalka znana Tokate i Fuge d-moll Bacha. Vanessa-Mae zadaje jej straszliwy gwalt. Wszystko jedno, halas na rynku zrobil swoje. Delikatna wirtuozka uchodzi za mega-gwiazde, cala branza lezy u jej stop. Kazdego tygodnia firma Emi Classics wypuszcza tylko na rynek niemiecki 15 tysiecy kompaktow z wodna muzyka; w skali swiatowej skosnooka skrzypaczka sprzedala juz cwierc miliona nagran. Zawodowi narzekacze z pola krytyki muzycznej moga wiec juz przestac narzekac: Patrzcie, jak kwitnie muzyka klasyczna! Manager firmy Emi intonuje Hosanne: "Nie widac zadnych symptomow kryzysu, wrecz przeciwnie!" W 1984 roku sprzedano na rynku niemieckim 9,7 miliona nagran (liczonych wspolnie kompaktow, longplay'ow i kaset) muzyki powaznej. Dziesiec lat pozniej liczba ta wyniosla juz 19,8 miliona. W ubieglym roku muzyka pop zanotowala wzrost liczby sprzedanych nagran jedynie o 100 tysiecy, natomiast klasyka - o 3 miliony. Mimo to: kwitnie szwindel na etykietach. O prawdziwej dbalosci o repertuar nie ma juz mowy. Kiedys przynajmniej zachowywano pozory. Gdy plyta dlugograjaca byla jeszcze swiezym wynalazkiem, studiowali dyrygenci, solisci i muzycy orkiestrowi partytury miesiacami, przygotowywali sie do nagran, ktore rowniez trwaly miesiace. Bylo to drogie, ale sie oplacalo: w ten sposob powstaly arcydziela interpretacji. Dzis przelatuje taki Barenboim czy Abbado przez swoj projekt w ciagu paru godzin, a rezultatem jest miernota i przecietnosc, ktora w niczym nie usprawiedliwia swojej ceny. Kazda firma plytowa dba jedynie o samo serce repertuaru, zaniedbujac wszystko inne. Najwiekszym biznesem stalo sie odswiezanie starych nagran i nadawanie im wspolczesnego blasku. Zamiast budowac repertuar, nagrywa sie Bacha i Beethovena do zupelnego znudzenia. Hybryda muzyki klasycznej i pop, w miedzyczasie majaca juz swoj wlasny termin <> dodaje tylko pikanterii temu pejzazowi upadku. Utwory klasyczne, ktore nie trafiaja pod mokre paluszki nastoletniej skrzypaczki czy punka z Brighton, zostaja przerabiane na miazge nie do poznania. Kto wytrzyma w calosci jednogodzinna symfonie?! Pochorowac sie mozna! Ludzie chca czegos krotszego, latwiejszego do strawienia. Juergen Kestin w tygodniku <> nazwal to "macdonalizacja spoleczenstwa". Plyta <> firmy Sony oferuje "doskonala kombinacje Bocuse'a i Bizeta". <> firmy Emi proponuje za to '66 minut najglosniejszej muzyki, jaka kiedykolwiek skomponowano'. Nie jest to akurat prawda, ale pal diabli. Wybiera sie stare, zgrane kawalki, odgrzewa, laczy sie przypadkowo i chaotycznie ze soba, robi zupe w proszku. W miedzyczasie przestala byc tabu linia pasa. Teldec na przyklad oferuje 16 amputowanych kompozycji jako <> czyli muzyke do lozka we dwojke. Mozna sobie wyobrazic kontynuacje: delikatne Adagio jako akompaniament do trzymania za reke, Andante do pettingu, a <> Ravela do orgazmu. Ale juz grozi nam kompakt pod nazwa <> w rozowej obwolucie przeznaczony dla pedalow. Na okladce tej nowosci majacej sie ukazac w Niemczech w maju figuruje dwoch atletycznej budowy mlodziencow w czulych objeciach, wewnatrz pudelka sa juz przy pocalunku. Jejku, jejku: 75 minut i 15 sekund w tonacji Gej-dur. Sa jeszcze niedowiarki, ktore nie chca przyjac do wiadomosci, ze profani maja utrzymywac <> i ze firmy musza tolerowac obie strony medalu: kicz i sztuke. Bez Nigela Kennedy'ego nie sprzeda sie Schoenberga, bez <> - Bouleza czy Stockhausena. Besserwisserzy ci nie chca wierzyc, ze obecny trend sprzyja demokratyzacji elitarnej dotad dziedziny sztuki. Manager firmy EastWest Records twierdzi, ze "czerwona nic dotad laczaca muzyke pop z jej odbiorcami" pekla. [Niejasna ta metafora, ale tak jest w oryginale. Znaczy chyba, ze muzyka pop traci odbiorcow kosztem klasycznej - przyp. tlumacza dyz.] W tej sytuacji managerowie firm plytowych uwazaja sie za prawdziwych poslancow Sztuki. Swymi plytami z punkiem grajacym Vivaldiego dostarczaja oni - a przynajmniej tak sadza lub twierdza - haczyka, na ktory maja sie zlapac dotychczasowi konsumenci muzyki pop. Ma to podzialac jak narkotyk, po ktorym na zawsze juz sie pozostanie w elizejskim swiecie Sztuki. Bo przeciez zauroczony powabem ciala Vanessy-Mae konsument - pomalu ale nieuchronnie - zacznie sie interesowac dzielami symfonicznymi, a geje, ktorzy dotad zadowalaja sie dwuminutowym nokturnem Chopina, w miare czasu zaczna sluchac trwajacego godzine Brucknera. Akurat. Jeszcze w to ktos uwierzy. Gusta kupujacych plyty z muzyka powazna beda sie dalej rozwijac w strone <>. Zdaniem wspomnianego managera firmy EastWest Records "sa sytuacje, w ktorych kielbaska na goraco w budce na rogu naprawde smakuje". Byc moze na nastepnej plycie z Vivaldim Anne-Sophie Mutter bedzie siedziala juz nie w lesie, ale przed taka wlasnie budka? ------------------------------------------------------------------------ Pozyczone z <>: WARSZAWA, ZABRZE, POZNAN ------------------------ Osmiokrotna platyna oraz trzy koncerty Vanessa Mae, utalentowana 17-letnia skrzypaczka zagra w Warszawie, Zabrzu i Poznaniu. W stolicy wystapi 25 marca w Sali Kongresowej. Bilety w cenie 40-70 zl sa juz niemal wyprzedane. Jej <> byl najlepiej sprzedawanym zagranicznym krazkiem 1995 r. MARTA KACPRZYK Czwarta plyta Vanessy Mae <> dzieki sprzedaniu ponad 200 tys. egzemplarzy osmiokrotnie osiagnela status platynowej. Polaczenie klasyki, techno, popu i muzyki rockowej wykonywane zarowno na skrzypcach elektrycznych, jak i akustycznych; utwory wlasne artystki i zapozyczone, ale w autorskiej, nowoczesnej aranzacji najwyrazniej przypadly Polakom do gustu. Szeroki i ekstrawagancko, jak na skrzypce, dobrany repertuar przekonal do instrumentu nawet niechetnych mu dotad. - <> byl najlepiej sprzedawana plyta zagranicznego wykonawcy w 1995 roku, a bralismy pod uwage wszystkie, takze popowe i rockowe - zapewnia Maria Kolosowska z wydajacej krazek firmy Pomaton EMI. - Gra tak, jakby urodzila sie ze skrzypcami - powiedzial o utalentowanej nastolatce jeden z jej nauczycieli Feliks Andriejewski. - Poza wszelka dyskusja jest fenomenalnie uzdolniona - potwierdzil opinie renomowany brytyjski magazyn muzyki powaznej <>. Vanessa Mae Vanakorn Nicholson urodzila sie 17 lat temu w Singapurze. Kiedy miala cztery lata, przeniosla sie wraz z rodzina do Londynu, gdzie rozpoczela nauke gry na fortepianie, a nastepnie na skrzypcach. Trzy lata pozniej zdobyla tytul Mlodego Brytyjskiego Pianisty Roku i postanowila zajac sie wylacznie swym drugim instrumentem. Gdy miala 10 lat, zaczela koncertowac, zapisujac sie w historii znanych w swiecie orkiestr jako najmlodsza z wystepujacych z nimi solistek. Potem przyszla kolej na plyty. <> poprzedzily trzy krazki. Dwa zawieraly repertuar klasyczny, na trzecim <> znalazly miejsce utwory Bacha, Gershwina i Czajkowskiego, a takze <> The Beatles oraz glowny motyw z <>. Bilety na warszawski koncert mozna jeszcze kupic w kasach ZASP, Digitalu i DT Junior. - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - Trzy akordy tlumacza dyz. Sam nie kolekcjonuje plyt, wiec nie wiem, czy to wszystko co pisze Umbach jest prawda, czy tez tylko jeremiada zatwardzialego tradycjonalisty, dla ktorego wszystko co nowe jest wrogiem. Ale co do obnizania sie poziomu nagran wraz ze wzrostem gazy nagrywajacych je gwiazd, to chyba prawda. Przykladem niech bedzie pierwsze kompletne nagranie operowego cyklu <> czyli czterech oper Wagnera, dokonane w latach 50-tych i 60-tych przez Sir Georga Soltiego i Filharmonikow Wiedenskich na kilkunastu longplay'ach. O ile dobrze pamietam, nagranie tych 16 godzin muzyki trwalo osiem lat. Dzis polki uginaja sie od nowszych wersji kompaktow z tym samym cyklem, wszystkie oczywiscie zarejestrowanych technika <>, ale zadne z tych nagran nie umywa sie do Soltiego. O <> zas moze innym razem, jak najdzie natchnienie. Dobra odtrutka na Vanesse-Mae. J.K_ek ________________________________________________________________________ <>, 20.04.1996. Nadtytul: <> jak <>. Na rok i trzy miesiace wiezienia -- za napisanie i wydanie ksiazki <> -- zostal skazany 33-letni krakowianin Robert Palusinski. Jest to pierwszy w historii III Rzeczpospolitej wyrok dla wydawcy. "To lamanie prawa wolnosci wyrazania opinii" -- uwazaja dzialacze Komitetu Helsinskiego. Sprawa prawdopodobnie trafi przed Europejski Trybunal Praw Czlowieka. Dariusz Rostkowski OPIUM SLOWA =========== Palusinski nie byl wczesniej karany, dlatego wykonanie wyroku zawieszono. "Nie czuje sie jak skazany" - usmiecha sie. Energiczny, opalony, dlugie wlosy spiete w kucyk. Zona, dwoje dzieci: 8 i 9 lat. Nie ukonczone studia z pedagogiki kulturalno-oswiatowej na Uniwersytecie Jagiellonskim. Wspolwlasciciel niewielkiej firmy wydawniczej <>. - "Rozne rzeczy robilem: roboty wysokosciowe, drobny handel, import miesa ze Stanow i Danii" - opowiada. Kilka lat temu kolega namowil go, zeby wydac jego ksiazke. Nie poszlo dobrze, wiec postanowili sie odkuc. - "Wtedy czarni dociskali, wiec wydalismy <>, czyli <>, a zaraz potem <>". Kondycja spolki poprawila sie. Zaskoczyli czytelnikow <> - ksiazka rozeszla sie w kilkudziesieciu tysiacach egzemplarzy. - "Sporo pieniedzy z tego bylo" - przyznaje Palusinski. Dlaczego w takim razie napisal <>? - "O negatywnym dzialaniu narkotykow napisano wiele. Szkoda drzew z lasu na nastepne takie ksiazki. Z jako tako obiektywna publikacja, ktora nie tylko straszy, ale informuje, w Polsce sie nie spotkalem". - Palusinski przyznaje, ze nie jest autorytetem w dziedzinie narkotykow. Piszac ksiazke poslugiwal sie glownie cytatami, najczesciej zreszta nie podajac zrodel. Pierwsza czesc przewodnika poswiecona jest <>, czyli marihuanie, LSD i grzybkom halucynogennym. Palusinski pisze: "marihuana nie powoduje niebezpiecznych skutkow dla zdrowia". Podaje przyklady zastosowania "trawy" w medycynie: leczenie ran, poparzen, wrzodow, opuchlizn; "trawa" jako srodek przeczyszczajacy, lek odrobaczajacy i przeciwbolowy, redukujacy poziom leku i poprawiajacy apetyt, stosowany do lagodzenia skutkow terapii chemicznej przy chorobie nowotworowej. Powoluje sie na Timothy Leary'ego - poete, beatnika, w latach 60. propagatora psychodelicznej rewolucji. Uwazal on, ze niemozliwe do osiagniecia w normalnym stanie, a dostrzegalne po uzyciu LSD telepatyczne porozumienie miedzy ludzmi bedzie stanowic podstawe spoleczenstwa bezkonfliktowego. W rozdziale <> Palusinski opisuje glownie psylocyby i muchomory: ich rozpoznawanie, dzialanie, miejsca i czas zbiorow. Ostrzega przed zbyt duzymi dawkami. Zwraca uwage na role grzybow przy pierwszych doswiadczeniach mistycznych i religijnych prymitywnych spoleczenstw. Odradza eksperymenty osobom o sklonnosciach depresyjnych, gdyz "ostra jazda po grzybach zawsze pozostanie balansem na krawedzi przepasci". - "Opinie przestawione przez autora sa mocno niewywazone. Pisze o narkotykach atrakcyjnie, zas ostrzezenia sa tak umieszczone, ze gina wsrod innych informacji" - mowi Tomasz Harasimowicz, terapeuta z Monaru. - "Przewodnik podsyca fascynacje prochami, daje gotowe recepty, ktorymi mozna sie posluzyc". Zawiadomienie o popelnieniu przestepstwa zglosil w rzeszowskiej prokuraturze tamtejszy pelnomocnik ministra zdrowia do spraw zapobiegania narkomanii. Sprawa trafila do Sadu Rejonowego Krakow-Srodmiescie, bo tam zameldowany jest Palusinski. Akt oskarzenia zarzucal mu, ze "w celu osiagniecia korzysci majatkowej i osobistej naklanial nie ustalonych blizej czytelnikow do zazywania srodkow odurzajacych i psychotropowych w postaci marihuany, haszyszu, LSD i substancji zawartych w niektorych grzybach". Palusinski "propagowal rzekome korzysci zazywania i pomijal konsekwencje w postaci uzaleznienia" oraz "poprzez udzielanie szczegolowego instruktazu dotyczacego uzyskiwania surowcow do produkcji i zageszczania substancji czynnych oraz przyjmowania tych srodkow ulatwial ich zazywanie". Stanowi to przestepstwo z art. 32 ust. 1 ustawy z dnia 21 stycznia 1985 r. o zapobieganiu narkomanii. - "Ja mialbym zarabiac na tym, ze ktos po przeczytaniu mojej ksiazki cos zapali... Absurd! Nie jestem dealerem" - mowi Palusinski. - "Na Zachodzie wychodzi mnostwo tego typu pozycji. Wydana w Ameryce <> daje nawet przepis na LSD. O jakichkolwiek procesach nie slyszalem. Tam kazdy obywatel ma prawo do informacji". Co do propagowania czy zachecania czytelnikow: Palusinski wskazuje zdanie z pierwszej strony przewodnika: "Nie jest w najmniejszym stopniu moim zamiarem naklanianie, zachecanie, czy propagowanie srodkow psychoaktywnych". A przeciez propaguje. Palusinski uwaza, ze Polacy karmieni sa mitami o narkomanii. Przyznaje, ze palil haszysz i trawe, probowal kwas, grzybki, amfe, koke. Nie bral heroiny. - "A teraz? Nie, nie biore! Chyba, ze na jakies wielkie swieto... A jezeli ktos bierze - to jego sprawa. Wodka jest narkotykiem i to twardym, po ktorym dosc latwo moze nastapic zejscie. Powoduje powazna degeneracje komorek nerwowych. I co? Jest legalna, a panstwo na jej sprzedazy robi kase". Mlody wydawca twierdzi, ze jego ksiazka jest proba przelamania monopolu na wiedze o narkotykach w Polsce. Jego entuzjazmu nie podzielaja ludzie zajmujacy sie leczeniem narkomanow. - "Autor wyrazal osobiste sugestie, ktore moga doprowadzic do brania. Dlatego te ksiazke uwazam za niebezpieczna, tak samo jak niebezpieczne sa publiczne deklaracje muzykow: Kory, czy Piotra Klatta" - mowi Marek Kotanski, szef Monaru. Kora Jackowska w kilku wywiadach przyznala sie do przypalania trawy. Piotr Klatt trzy lata temu wydal z zespolem Roze Europy plyte <> i przy okazji jej promocji prowadzil kampanie na rzecz legalizacji miekkich narkotykow. Kotanski przyznal, ze nie moze decydowac za sad, ale byc moze kara jest zbyt surowa. Bez wzgledu na to, co sie mysli o narkotykach, duze watpliwosci wzbudzila prawna kwalifikacja czynu Palusinskiego. - "Zarzut, ze autor czerpal korzysci materialne z zachecania do brania narkotykow, jest glupi. Rownie dobrze mozna posadzic autora, czy wydawce smialych ksiazek erotycznych, ze zacheca do nierzadu" - uwaza prof. Mikolaj Kozakiewicz. Wiele watpliwosci maja tez prawnicy z Helsinskiej Fundacji Praw Czlowieka. Czy napisanie takiej ksiazki moze byc przestepstwem? Rzeczywiscie, Palusinski czerpal korzysci majatkowe z publikacji przewodnika, do czego sie przyznaje. Nie zarabial natomiast w zaden sposob z pobudzenia rynku narkotykowego, za co zostal skazany. Jezeli samo udostepnienie ksiazki mialoby pobudzic rynek, to prokurator powinien oskarzyc rowniez wszystkich wlascicieli ksiegarn, ktorzy rozprowadzali ksiazke. W akcie oskarzenia pod lista osob pokrzywdzonych zamieszczono adnotacje: "brak" - wobec tego nie wiadomo, przeciw komu popelniono czyn. Podczas procesu nikt nie pytal o zdanie czytelnikow. - "Dopoki branie narkotykow nie jest karalne, opublikowanie takiej ksiazki nie jest przestepstwem" - uwaza Marek Nowicki z Fundacji Helsinskiej. - "Poza wszystkimi Palusinski nie naklanial kogokolwiek do lamania prawa, gdyz naklanianie oznacza dzialanie celowe i konkretne typu: zrob to, czy tamto". <> nie sa, wbrew opinii autora, pierwsza w Polsce ksiazka, w ktorej narkotyki traktuje sie bez histerii czy uprzedzen. Wydany w 1992 r. przez Wydawnictwo GAMMA album Christiana Raetscha <> przytacza przepisy, jak przyrzadzac i stosowac kilkadziesiat ziol "zmieniajacych swiadomosc" - wsrod nich m. in. opium (z maku) i marihuane (z konopi). Sprawy sadowej przeciw wydawcy nie bylo. Palusinski zlozyl odwolanie od wyroku. Jesli sad wojewodzki go nie zmieni, Marek Nowicki zapowiada wystapienie o kasacje (zastosowanie zlego przepisu). Jesli i to nie nastapi, Robert Palusinski bedzie mogl wniesc skarge do Europejskiego Trybunalu Praw Czlowieka z art. 10 p. 1 Europejskiej Konwencji Praw Czlowieka ("Kazdy ma prawo do wolnosci wyrazania opinii. Prawo to obejmuje wolnosc posiadania pogladow oraz otrzymywania i przekazywania informacji i idei bez ingerencji wladz publicznych i bez wzgledu na granice panstwowe"). - "Trzy lata temu glosna byla sprawa wydawcy <>. Najpierw narobiono szumu, a potem sprawe umorzono" - mowi Marek Nowicki. - "Palusinski dostal wyrok skazujacy. Nie ma w tym konsekwencji". - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - Trzy grosze dyzurnego, ktory specjalnie duzo do powiedzenia nie ma, tylko ma corke w liceum, w ktorym pala tak, ze prosze siadac. I jest to dosc rozsadne liceum w Caen, zadna "strefa". Aspekt moralny, spoleczny sprawy Palusinskiego jest dosc widoczny. Nasz bohater najpierw zarobil duze pieniadze na jakims slowniku wulgarnosci, a potem poszedl za ciosem. I on i my wiemy kto bedzie jego ksiazki kupowal, i uwaga, ze podczas procesu nie pytano czytelnikow brzmi bezsensownie. Pan Nowicki z Fundacji Helsinskiej robi z siebie glupca wysuwajac paralele miedzy <> a <>. I oczywiscie nie jest prawda, ze na Zachodzie jest "mnostwo" tego typu pozycji. We Francji jest to scigane, ba, napisanie ksiazki, w ktorej podwaza sie historycznosc hitlerowskich obozow koncentracyjnych i komor gazowych jest tez scigane, mimo, ze wolnosc slowa jest zapisana w Konstytucji. Aspekty scisle prawne tej afery sa, jak zawsze, dosc metne, ale osobiscie wydaje mi sie, ze przed Trybunalem Praw Czlowieka Palusinski nie ma szans. Zbyt wielkie jest ryzyko rozpowszechnienia sie tego typu instruktazy. Nawet w Holandii oslawione "Coffee Shops" maja zakaz prowadzenia aktywnej akcji reklamowej. Widzialem program TV, w ktorym m. in. poruszano owe mityczne dobrodziejstwa narkotykow w medycynie i dyskutowano aspekty sub-kulturowe cpania. Lekarze na ogol stwierdzali, ze wiekszosc "pozytywow" to sa kompletne nonsensy, zostaje praktycznie wylacznie znieczulanie. Narkotyki oczywiscie oslabiaja, niszcza komunikacje miedzy ludzmi, w "kulturowym" aspekcie zostaje glownie solidarnosc cpaczy, przynaleznosc do bractwa, ktore przeszlo Wielka Inicjacje halucynogenna. Tyle. Wyznam, ze nie przejalem sie bardzo tym Palusinskim. Oczywiscie nie namawiam nikogo do lamania prawa i nie powiem nikomu "zrob to, czy tamto", ale nie zmartwilbym sie, gdyby ktos po prostu Palusinskiemu wyrwal wszystkie zeby, ma sie rozumiec bez zadnego narkotycznego znieczulenia. Mam znajomego dentyste, juz niedlugo napisze przewodnik jak domowym sposobem wyrywac i wybijac zeby, oczywiscie zeby zepsute, w celach czysto medycznych i estetycznych. J. K_uk ________________________________________________________________________ Z cyklu: kacik kulinarny Slawek Sapieha (sapieha@lisa.polymtl.ca) WARIACJE NA TEMAT CZOSNKU ========================= Wspolczesne badania naukowe wyjasniaja znane od tysiacleci zalety czosnku, przede wszystkim jego wlasnosci antybakteryjne, antygrzybiczne i antywirusowe. Czosnek jest znany rowniez jako srodek obnizajacy cisnienie krwi i stosowany jest w tym celu od stuleci w medycynie chinskiej i japonskiej. Jak sie okazuje, czosnek zwieksza wydzielanie enzymu powodujacego rozcienczenie krwi, rowniez rozszerza naczynia krwionosne prowadzac do dalszego obnizenia cisnienia krwi. Ponadto czosnek znacznie redukuje stezenie cholesterolu (jak rowniez cukru) wplywajac w ten sposob korzystnie na uklad krazenia. Czosnek jest jednym z niewielu produktow zywnosciowych zawierajacych pierwiastek german, ktory zwieksza odpornosc systemu immunologicznego. Jednoczesnie posiada wlasnosci niszczace wolne rodniki, ktore - jak wiadomo - przyspieszaja proces starzenia. Przechowywany czosnek nie wydziela zadnego zapachu. Specyficzna czosnkowa won jaka znamy powstaje w momencie jego ciecia lub miazdzenia. W tym procesie zostaje zaaktywowany enzym allinaza, pod wplywem ktorego rozpada sie aminokwas (allina) tworzac silnie zapachowa substancje allicyne odpowiedzialna za charakterystyczna won. Istnieje szereg sposobow na przynajmniej czesciowe zneutralizowanie woni czosnkowej. Na przyklad wyplukanie ust woda z sokiem cytrynowym, zucie ziarnka palonej kawy, lub po prostu zjedzenie swiezego jablka. Najlepszym jednak sposobem na unikniecie czosnkowego zapachu jest jego wlasciwe przyrzadzenie. Gotowany czosnek ma prawie takie same wlasnosci jak swiezy, jednakze jest praktycznie bezwonny. Takie warunki spelnia podany nizej przepis. Na pierwszy rzut oka danie to moze wygladac nieco odstraszajaco. Trzeba jednak pamietac, ze gotowany czosnek staje sie bardzo lagodny i slodki. Kurczak z 40 zabkami czosnku ---------------------------- Skladniki (porcja dla szesciu osob): 1.5 kg kurczaka, pociac na czesci i usunac skore; 15 ml oleju z oliwek, 40 obranych zabkow czosnku, 10 obranych szalotek (ale niekoniecznie), 45 ml koniaku lub brandy, 2 ml soli kuchennej, 2 ml pieprzu, 175 ml wytrawnego bialego wina, 25 ml drobno posiekanego szczypiorku lub zielonej cebulki. Przygotowanie: 1. Lekko osuszyc kawalki kurczaka. Podgrzac olej w duzej patelni. Dobrze zarumienic kawalki kurczaka, mniej wiecej okolo 8 minut na kazdej stronie). 2. Dodac zabki czosnku i szalotki, przelozyc kurczaki tak aby czosnek znalazl sie pod spodem. Smazyc az do lekkiego zarumienienia czosnku i szalotek. Uwazac na czosnek - mocniej zarumieniony lub przypalony staje sie gorzki i danie traci caly urok. 3. Zlac tluszcz z patelni. Dodac koniak i podpalic. 4. Dodac pieprz i wino, dosolic do smaku. Zagotowac, przykryc, zmniejszyc ogien i lekko gotowac przez nastepne 30 minut. Posypac szczypiorkiem lub zielona cebulka przed podaniem. Danie mozna przygotowac dzien wczesniej, odgrzane nabiera lepszego smaku. Podawac z ziemniakami puree z czosnkiem (moga byc lekko polane sosem z gotowania) oraz z sosem chevre. Jako dodatek mozna tez ewentualnie podac czosnek w miodzie. Ziemniaki puree z czosnkiem --------------------------- Skladniki (porcja dla 6 osob): 1 kg ziemniakow, pokrojonych w 5 cm plasterki, 6 zabkow czosnku, 1 lyzeczka oleju z oliwek, 1/2 lyzeczki pieprzu, sol do smaku. 1. Ulozyc ziemniaki i czosnek na patelni i zalac woda. Gotowac dopoki nie zmiekna, okolo 20 - 25 minut. 2. Wyjac ziemniaki i czosnek z wody. Zachowac wode po gotowaniu. Lekko potluc lub przygotowac puree z ziemniakow i czosnku. 3. Powoli mieszac dodajac oliwe. W przypadku puree dodac nieco wody z gotowania az do uzyskania odpowiedniej konsystencji puree. Osolic do smaku i dodac pieprz. Mozna dodac szczypiorek i pietruszke. Sos chevre ---------- W malym garnuszku zmieszac 125 ml mleka oraz 90 gramow koziego serka. Lekko podgrzewajac mieszac az do uzyskania jednorodnej konsystencji. Ciagle mieszajac dodac po 5 ml posiekanego swiezego (lub po 1 ml suszonego) tymianku i rozmarynu, 25 ml posiekanego szczypiorku, oraz 1 ml pieprzu. Posolic do smaku. Czosnek w miodzie ----------------- Czosnek mozna laczyc rowniez z miodem. Obrac 25 zabkow czosnku i przez 2-3 minuty parzyc w mleku lub wodzie, dobrze osaczyc. Zalac goraca zalewa, przyrzadzona ze 150 g miodu, soku z 3 cytryn i szczypty soli (skladniki nalezy zagotowac). Mozna tez dodac mala galazke rozmarynu i straczek chili. Wszystko wlozyc do sloika, zamknac i odstawic na 3-4 dni. Mozna podawac do delikatnych mies, np. potraw z kurczaka lub jagnieciny. Smacznego! ________________________________________________________________________ Redakcja "Spojrzen":spojrz@k-vector.chem.washington.edu, oraz spojrz@info.unicaen.fr Serwery WWW: http://k-vector.chem.washington.edu/~spojrz, http://www.info.unicaen.fr/~spojrz Adresy redaktorow: krzystek@magnet.fsu.edu (Jurek Krzystek) karczma@info.unicaen.fr (Jurek Karczmarczuk) Stale wspolpracuje: bielewcz@io.uwinnipeg.ca (Mirek Bielewicz) Copyright (C) by Jurek Krzystek (1996). Copyright dotyczy wylacznie tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu. Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji. Numery archiwalne dostepne przez WWW i anonymous FTP z adresu: k-vector.chem.washington.edu, IP # 128.95.172.153. Tamze wersja PostScriptowa "Spojrzen". _____________________________koniec numeru 131_________________________