______________________________________________________________________
___
__ ___ ___ _ ___ ____ | _| _ _ _ ___
/ _|| || | | || | |_ || |_ | \ | || || |
/ / | | || | | | || | | / / | _| | \| || || | |
_/ / | _|| | | _| || \ / /_ | |_ | |\ || || |
|__/ |_| |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_|
|___|
_______________________________________________________________________
Piatek, 28.10.1994 ISSN 1067-4020 nr 110
_______________________________________________________________________
W numerze:
Tina Rosenberg - Tajemnica panstwowa i demokracja
Wladimir Woronkow - Paragraf: stan wojenny
Marek Siwiec - Czas pragmatyzmu
Stanislaw Dubiski - Intelektualny rabunek
Michal Babilas - Historyjka bez moralu
_______________________________________________________________________
<>, 6.10.1994, tlum. J. K_ek.
(Tak, wiemy. Ustawa o tajemnicy przepadla w Senacie i na razie mamy
spokoj. Czy na dlugo?)
Tina Rosenberg
TAJEMNICA PANSTWOWA I DEMOKRACJA
=================================
15-go wrzesnia Sejm, nizsza izba polskiego parlamentu, uchwalil
stosunkiem glosow trzy do jednego ustawe przewidujaca kare do 10 lat
wiezienia dla kazdej osoby naruszajacej tajemnice panstwowa. Tajemnica
panstwowa moze byc wszystko, co zadekretuje - majac do wyboru 71
roznych kategorii - urzednik panstwowy. Jesli izba wyzsza parlamentu
zatwierdzi te ustawe, zas prezydent Walesa ja podpisze, biurokraci
rzadowi beda mogli swobodnie decydowac, czy publikacja, dajmy na to
informacji o liczbie ludnosci Gdanska lub wiadomosci o brakach w
zaopatrzeniu rynku w kielbase jest przestepstwem podlegajacym karze.
Uchwalenie tego prawa w Polsce, ktora aktualnie posiada najbardziej
wolna i najlepiej funkcjonujaca prase w calym dawnym Bloku Wschodnim,
byloby kleska, ale kleska nie zaskakujaca. Od Wegier po Uzbekistan,
rzady narzucily badz sa w trakcie narzucania ustaw wprowadzajacych
cenzure prewencyjna, klasyfikujacych rutynowe informacje jako tajemnice
panstwowe oraz zapewniajacych urzednikom panstwowym taka ochrone przeciw
"obrazie", ze w niektorych krajach wszelka dyskusja nad polityka rzadowa
zostala w efekcie skutecznie zakneblowana. Ustawy te, niekiedy
ogolnikowe i metne az do smiesznosci, wkladaja do reki wladzom skuteczna
bron przeciw kazdej krytyce. Wiele rzadow nie musialo nawet zaczynac od
zera: po prostu reaktywowane zostaly, czasem przy zaostrzeniu
przewidywanych kar, prawa, na podstawie ktorych rzady komunistyczne
wtracaly dysydentow do wiezien.
Niektorzy co bardziej prominentni rzecznicy swobody slowa przeszli na
pozycje, ktore pomagaja te swobode ograniczac. Zeszlego roku w Warszawie
prezydent Walesa pozwolil policji rozpedzic sila antyprezydencka
demonstracje pod oknami swojej rezydencji. Polscy dziennikarze zaznali
juz aresztowan za atakowanie politykow w prasie; autor artykulu w
prowincjonalnej gazetce odsiedzial dwa i pol miesiaca za nazwanie
lokalnych dzialaczy "Solidarnosci" "palantami" i "drobnymi
karierowiczami i politykierami". W listopadzie zeszlego roku w Pradze
parlament odswiezyl dwie ustawy z czasow komunistycznych, zabraniajace
zniewazania panstwowych urzednikow i instytucji - ustawy, na podstawie
ktorych 15 lat temu wtracono do wiezienia pewnego pisarza o nazwisku
Vaclav Havel. Havel, aktualnie prezydent Republiki Czeskiej, wniosl
petycje do nowo powolanego Sadu Konstytucyjnego o zmiane jednej z tych
ustaw i sad zniosl wiekszosc jej postanowien. Havel nie wniosl jednak o
zmiane drugiej z nich, ktora chroni - zgadnijcie - Urzad Prezydenta
Republiki. Prawo to zostalo nastepnie szybko wykorzystane przeciw
czarnej owcy, wydawcy o nazwisku Petr Cibulka, ktorego teza przewodnia
jest twierdzenie, ze Havel (oraz tysiace innych niewinnych osob) byl
agentem i donosicielem komunistycznej tajnej policji. Cibulka zostal
oskarzony o zniewazenie prezydenta slowami takimi jak "swinia" i
"brutal". Havel skorzystal co prawda z prawa laski, ale ustawa nadal
obowiazuje.
Nalezy byc ostroznym w oskarzaniu postaci takich, jak Vaclav Havel o
naruszanie praw czlowieka. Ale ustawy ograniczajace te prawa sa duzo
grozniejsze niz jakikolwiek dziennikarz, nawet tak fanatyczny i
niepowazny jak Cibulka. Zas o ile ulaskawienie jest lepsze niz brak
ulaskawienia, nie sluzy ono rozwianiu - a nawet je wzmacnia -
poczucia, ze wolnosc prasy zalezy od kaprysu panstwa.
Pomimo istniejacych praw o ochronie imienia, prasa polska i czeska sa w
chwili obecnej w zasadzie wolne. Ale grozba wprowadzenia w Polsce w
zycie ustawy o tajemnicy panstwowej powinna byc ostrzezeniem, ze i te
kraje moga latwo upodobnic sie do swych mniej oswieconych
wschodnioeuropejskich sasiadow. Konstytucja Slowacji na przyklad
formuluje szerokie kategorie legalnej cenzury, obejmujace ochrone "prawa
i porzadku" i "moralnosci". Senat Rumunii niedawno uchwalil ustawe
zaostrzajaca kary za "obraze" urzednika panstwowego; o ile nizsza izba
rowniez ja uchwali, dziennikarz praktykujacy najbardziej podstawowe
dziennikarstwo dochodzeniowe - na przyklad piszacy, ze policjant bierze
lapowki - ryzykowac bedzie kare siedmiu lat wiezienia. (Nie bedzie
mialo znaczenia, ze wiadomosc jest prawdziwa; prawda nie bedzie miala
wagi dowodu w tej sprawie.) W listopadzie zeszlego roku rzad albanski,
kontrolowany przez partie, ktora coraz bardziej zaprzecza swej nazwie
Partii Demokratycznej, wprowadzil prawo identyczne z tym, ktore
rozwazane jest w Rumunii. Od tego czasu aresztowano juz dwoch
dziennikarzy, a szereg innych zostalo pobitych, lub poddanych szykanom.
Ale aresztowania wcale nie sa potrzebne; organizacje informacyjne majace
za soba dziesiatki lat praktykowania autocenzury, same unikaja klopotow
wyrzucajac autorow nawet najbardziej skromnych "prowokacji". Albanska
telewizja usunela reportera, ktory doniosl, ze chlopi wypasaja swoje
krowy na pasach startowych glownego lotniska w kraju.
Rzady zachodnioeuropejskie niechcacy przyczynily sie do wzmocnienia tego
zamordystycznego trendu przez zachecanie do kopiowania ustaw prasowych
od dawna obowiazujacych w ich wlasnych krajach. Prawo prasowe Albanii
jest niemal dokladna kopia odpowiedniej ustawy obowiazujacej w
niemieckim landzie Nadrenii-Westfalii; jej tekst zostal dostarczony
przez <>, bardzo zasluzona fundacje bedaca
miedzynarodowym ramieniem Niemieckiej Partii Socjaldemokratycznej (SPD).
Zas Rada Europy sama zachecala kraje wschodnioeuropejskie do uchwalania
ustaw prasowych w przekonaniu, ze wobec ich braku rzady tych krajow moga
latwo zamienic dziennikarzy w powolne narzedzia propagandy. Na Zachodzie
jednak niezawisle sady oraz tradycje demokratyczne bronia przed
naduzywaniem tych praw. (Brytyjski <> to
niechlubny wyjatek.) Prawo o tajemnicy panstwowej obowiazujace w
Nadrenii-Westfalii jest scisle i bardzo wasko ograniczone przez
konstytucje Niemiec. Odpowiednie ustawy na Wschodzie nie sa w ten sposob
ograniczone, a w wypadku Albanii nie sa ograniczone w ogole -
decydujacy glos ma biurokracja. Prawo z Westfalii przewiduje wprawdzie
kare za zniewazanie, ale niemieckie sady dowiodly juz, ze zniewazenie
urzednika publicznego wymaga duzo wiecej wysilku, niz zniewazenie
zwyklego obywatela. Europa Wschodnia stoi na glowie: im wiecej wladzy,
tym silniejsza ochrona prawna.
Innym uzasadnieniem podawanym przez obroncow nowych ustaw jest
nieodpowiedzialnosc prasy. Nie ulega watpliwosci, ze wiele gazet
wschodnioeuropejskich jest po prostu organami partii politycznych
pelnymi sluzalczych wywiadow z zaprzyjaznionymi politykami i malo
subtelnych aluzji, ze opozycja sluzy podejrzanym zagranicznym interesom.
Argumentuje sie rowniez, paradoksalnie, ze kruchosc demokratycznych
praw i instytucji usprawiedliwia cenzure: komunisci uzywaja wolnosci
slowa, ktorej wczesniej odmawiali innym, do destabilizowania
demokratycznych rzadow. Kontrola prasy jest wobec tego niezbedna, aby
nie dopuscic do powrotu dyktatury.
O ile zasadnosc powyzszych obaw jest watpliwa, to nie ulega watpliwosci,
ze proponowane remedia sa zabojcze. Wschodnioeuropejskie koszmary senne
sa prawdopodobnie rownie sprawa przeszlosci jak ustroj, ktory je
spowodowal, ale istnieje wiele stopni zniewolenia, sposrod ktorych te
lagodne wcale nie sa godne polecenia tylko z tej przyczyny, ze daleko im
do stalinowskiego pierwowzoru. Pociag do kontroli prasy jest kacem
odziedziczonym po starych czasach. Nawet dysydenci nie mogli nie
przesiaknac przynajmniej niektorymi patologiami systemu, ktory oznajmial
wyniki wyborow przed wyborami albo klamal w prognozach pogody. Dzisiejsi
urzednicy publiczni spedzili swe zycia w systemie, w ktorym slowo
przywodcy bylo prawem, a niezalezne instytucje rzadkoscia, zas uczciwa
krytyka - pustoslowiem. Aktualna sytuacja nie jest calkiem przyjemna
dla sprawujacych wladze i trudno sie im dziwic, ze wladzy swej oddac nie
chca. Jak dotad odczuwaja zbyt slaba presje swych obywateli, ktorych
wiekszosc traktuje usluzna prase jako cos normalnego i dotychczasowe
praktyki cenzorskie nie narazaja ich na koszty ze strony Zachodu.
Najwyzszy czas, aby zaczely kosztowac.
---------------------------------
Trzy centy tlumacza dyz. Moj entuzjazm stopniowo opadal w miare postepu
tlumaczenia powyzszego artykulu. Nie zamierzam podwazac intencji
autorki, zgodnej z intencjami autorow listu otwartego publikowanego w
numerze 109 <>. Nie szkodzi, ze ustawa chwilowo przepadla w
Senacie - cala sprawa powinna sluzyc jako powazna przestroga. Najnowsze
wiadomosci z Polski przekazywane przez <> (konflikt miedzy
Walesa a ministrem obrony Kolodziejczykiem) swiadcza, ze tradycje
demokratyczne w Polsce sa jeszcze plyciutko zakorzenione, zas tesknoty
za wladza nieograniczona osadzone duzo glebiej.
Nieufnie natomiast podchodze do pakowania do jednego garnka wszystkich
bylych demoludow, oraz demoludow z bylymi republikami sowieckimi. Nie
dlatego, abym uwazal, ze Polska jest koniecznie lepsza od Uzbeskistanu,
nie dlatego rowniez, abym zaprzeczal jakimkolwiek podobienstwom pomiedzy
rozwojem wydarzen politycznych w tych krajach. Chodzi tylko o to, ze
podobienstwa te maja czesto zupelnie inne tlo historyczno-kulturowe
i uogolnienia, ktorymi szafuje p. Rosenberg sa - hm..., jakby to
powiedziec, zeby nikogo nie urazic - dosc amerykanskie, czyli malo
wnikliwe.
A juz otwartym niepokojem napawa mnie aluzja nawolujaca na koncu
artykulu do sankcji. Historia sankcji czy to wobec Pld. Afryki, czy
Haiti dowodzi dosc jasno, ze uderzaja one nieodmiennie w ludnosc
ostracyzowanych krajow, podczas gdy rzadzacy na ogol niewiele sie nimi
przejmuja. Jest to chyba ostatnie, czego ekonomie bylych demoludow i
republik sowieckich potrzebuja. J.K_ek.
_______________________________________________________________________
<>, 13-15.08.1994.
Wladimir Woronkow
"Solidarnosc" z okien Kremla, cz. II
PARAGRAF: STAN WOJENNY
======================
Nadzieje radzieckiego kierownictwa, ze wolne zwiazki znikna same przez
sie, ostatecznie rozwialy sie 17 wrzesnia. Tego samego dnia odbyl sie w
Gdansku zjazd Miedzyzakladowych Komitetow Strajkowych, przyjeto nazwe
zwiazku: NSZZ "Solidarnosc" i projekt statutu. Znamienne, ze mniej
wiecej w tym samym czasie z komisji Suslowa przyszlo do wydzialu KC KPZR
polecenie, aby natychmiast odszukac tekst konstytucji PRL i znalezc
artykul zezwalajacy na ogloszenie stanu wyjatkowego. Jak na zlosc,
konstytucji - dokumentu malo znaczacego dla sprawy socjalizmu - w
sektorze polskim nie bylo, prawdopodobnie "przyjaciele" nigdy dotad nie
potrzebowali porad wiazacych sie z ustawa zasadnicza. Trzeba bylo
zamowic konstytucje w ambasadzie warszawskiej, ktora tez znalazla ja nie
od razu.
Rownie trudne okazalo sie znalezienie odpowiedniego artykulu. Zaden
przeciez z autorow konstytucji nie smial nawet przypuszczac, by
"najswietsze zdobycze socjalizmu" zostaly kiedys zagrozone. Z
najwiekszym trudem wydarzenia w Polsce dalo sie podciagnac pod artykul o
stanie wojennym - oglaszanym w razie zagrozenia bezpieczenstwa panstwa.
Taka grozbe, zdaniem Kremla, stwarzala dzialalnosc "sil
antysocjalistycznych".
Od tego czasu, to znaczy od drugiej polowy wrzesnia 1980 r., KPZR
jednoznacznie opowiadala sie za silowym rozwiazaniem polskiego kryzysu i
nie zmienila zdania az do 13 grudnia 1981. Jak wynika z protokolow
posiedzenia Biura Politycznego KC KPZR 29 wrzesnia 1980, rozpatrywano
dwa warianty wprowadzenia stanu wojennego. Pierwszy - przy uzyciu
wylacznie sil polskich - uznano za znacznie korzystniejszy, drugi -
zakladajacy interwencje zbrojna samego Zwiazku Radzieckiego albo
wspolnie z panstwami Paktu Warszawskiego - uznano za ostatecznosc.
Stwierdzil to otwarcie marszalek Ustinow: "Jesli nie wprowadzi sie stanu
wojennego, bedzie jeszcze trudniej. Sytuacja jest coraz bardziej
skomplikowana. W wojsku zaczyna sie ferment.". Jesli Polacy sami nie
uporaja sie z problemem - mowil dalej Ustinow - to "Polnocna Grupa
Wojsk jest przygotowana i znajduje sie w pelnej gotowosci bojowej.".
Nie jest to w zadnym razie sprzeczne z tym, co pisze w swych
wspomnieniach Witalij Pawlow, owczesny rezydent KGB w Warszawie:
"Radzieckie kierownictwo nie przygotowywalo wojskowej ingerencji w
wewnetrzne sprawy Polski". Jak wynika z dokumentow Andropowa - szef KGB
byl istotnie przeciwnikiem interwencji. Co da sie zrozumiec: KGB
odegralo decydujaca role przy podjeciu decyzji o wkroczeniu wojsk
radzieckich do Afganistanu; w 1980 roku bylo juz jasne, ze <>
sie nie udal. Andropow najprawdopodobniej rozumial, ze i w Polsce
interwencja moglaby miec skutki zgola przeciwne do zamierzonych.
Moim zdaniem Pawlow myli sie w tym tylko, ze poglad Andropowa traktuje
jak stanowisko calego kierownictwa. Rzeczywiscie, KC KPZR nie podjal
ostatecznej decyzji politycznej w sprawie Polski. Jednak ani Ustinow,
ani sztab generalny Armii Radzieckiej nie wykluczali wariantu zbrojnego.
Nie bez powodu glownodowodzacy wojsk Ukladu Warszawskiego Wiktor Kulikow
prawie rok przesiedzial w radzieckiej ambasadzie w Warszawie
(1980-1981). Znane sa tez wypowiedzi dowodcy Polnocnej Grupy Wojsk,
generala Wiktora Dubynina - ktory w 1981 r. dowodzil stacjonujaca na
Bialorusi dywizja Armii Czerwonej - ze jego jednostka prowadzila
przygotowania na wypadek ewentualnego wkroczenia do Polski.
Poza tym nalezy pamietac o mentalnosci radzieckich generalow. Zgodnie z
obowiazujaca w tamtych latach doktryna wojskowa, w razie wybuchu wojny
swiatowej najwazniejszy byl europejski teatr dzialan zbrojnych. Dosc
spojrzec na mape, by zrozumiec, ze radzieccy stratedzy nigdy nie
zgodziliby siena istnienie w Polsce ustroju politycznego, ktory nie
dawal gwarancji uczestnictwa Polski w Pakcie Warszawskim.
Pod specjalnym nadzorem
W tym czasie przywodcy Zwiazku Radzieckiego doszli do wniosku, ze to, co
dzieje sie w Polsce, moze potrwac dlugo i miec pewien wplyw na sytuacje
w ZSRR. 26 wrzesnia Biuro Polityczne podejmuje uchwale o wzmocnieniu
obsady kadrowej ambasady i konsulatow w PRL. Nastepuje rozbudowa sluzb
specjalnych w placowkach dyplomatycznych.
4 pazdziernika, uchwala sekretariatu KC KPZR "O uporzadkowaniu
kolportazu polskiej prasy w ZSRR" wprowadzono cenzure wszystkich gazet
przychodzacych do Zwiazku Radzieckiego. Glawlit (radziecka cenzura)
powolal specjalna komorke, z prawem konfiskowania kazdego czasopisma,
jesli zawiera ono teksty "politycznie szkodliwe". Od tej chwili nie
sposob bylo dostac w Moskwie <> Mieczyslawa Rakowskiego -
szczegolnie znienawidzonej przez KC KPZR - oraz <>,
ktory na poczatku wrzesnia osmielil sie opublikowac wywiad z Jackiem
Kuroniem.
Miesiac pozniej Kreml podjal uchwale "O turystyce radziecko-polskiej",
radykalnie ograniczajac podroze prywatne oraz zalecajac Inturistowi
(faktycznie jedyne biuro turystyczne w ZSRR), by regularnie sporzadzal
raporty na temat sytuacji w Polsce, na podstawie wypowiedzi Polakow
odwiedzajacych ZSRR. Jednoczesnie zapadla decyzja, by kazdy pisarz lub
uczony zaproszony do Zwiazku Radzieckiego mogl otrzymac prawo wjazdu pod
warunkiem pozytywnej opinii z ambasady radzieckiej i odpowiedniego
wydzialu KC KPZR ("czy jest wierny dzielu PZPR"). Nie wpuszczono m. in.
Aleksandra Gieysztora i Andrzeja Wajdy - praktycznie wszystkich
najwybitniejszych polskich pisarzy, kompozytorow, ludzi nauki i sztuki.
Moskwie wydawalo sie, ze mozna zbudowac kordon sanitarny, ktory zatrzyma
"polska zaraze".
Wreszcie z pozoru malo istotnym, w gruncie rzeczy nader waznym
czynnikiem w stosunkach polsko-radzieckich stala sie zmiana na
stanowisku kierownika sektora polskiego w KC KPZR. Wiekszosc
zgrzybialych przywodcow na Kremlu utracila juz zdolnosc samodzielnego
formulowania mysli - "udzwiekawiali" jedynie to, co pisal dla nich
aparat. Dlatego prosba Kani do Brezniewa, by usunal ze stanowiska
kierownika sektora polskiego Piotra Kostikowa - na owe czasy dosc
liberalnego i sympatyzujacego z Polska - okazala sie fatalna w
skutkach. Kostikowa zastapil Wiktor Anisimow, ktory Polske i Polakow
traktowal lekcewazaco, wrecz z obrzydzeniem.
Brezniew chce konfrontacji
Oczekiwania Kremla, ze Kania zelazna reka zacznie wprowadzac w Polsce
porzadek - nie ziscily sie. 15 pazdziernika Kania zwraca sie do
Brezniewa z listowna prosba o natychmiastowa pomoc finansowa. Pierwszy
sekretarz PZPR twierdzil, ze wplynie to na uspokojenie nastrojow w kraju
oraz umocni pozycje partii. Moskwa potraktowala prosbe przychylnie, ale
postanowila wykorzystac ja do wzmozenia presji - zadajac, aby Kania
zajal nieprzejednane stanowisko wobec "Solidarnosci".
Polsko-radzieckie spotkanie na najwyzszym szczeblu (30 pazdziernika)
potraktowano jako kolejny element nacisku - naklaniajac Polakow do
wprowadzenia stanu wojennego. Spotkanie poprzedzila uchwala KC KPZR
stwierdzajaca, ze "wydarzenia w PRL coraz szybciej przeksztalcaja sie w
pelzajaca kontrrewolucje". Identyczne slowa padly w 1968 r. pod adresem
Czechoslowacji. Komitet Centralny KPZR zalecil Brezniewowi, by "ostrzegl
Kanie i Jozefa Pinkowskiego przed niebezpieczenstwem dalszych ustepstw
wobec opozycji, a takze dowiedzial sie, jak polscy towarzysze oceniaja
sytuacje i co zamierzaja robic dalej".
Zgodnie z uchwala KC Brezniew tlumaczyl Kani i Pinkowskiemu: wszystko
wskazuje, ze szczytowy moment kryzysu w Polsce jeszcze nie nadszedl.
Opozycja kieruje sie starannie opracowanym planem: najpierw niezalezne
zwiazki zawodowe, pozniej opanowanie srodkow masowego przekazu,
neutralizacja armii, rozwiazanie Sejmu i przeprowadzenie tak zwanych
wolnych wyborow. Zajadli antykomunisci jak Jacek Kuron i Adam Michnik,
nie wahaja sie wzywac do porachunkow z czlonkami PZPR i zmiany
istniejacego ustroju. Lech Walesa bez przeszkod jezdzi po kraju,
wystepuje na tlumnych wiecach i mowi, co mu slina na jezyk przyniesie.
Dlatego nie wolno czekac, az wrog zapedzi partie w slepy zaulek. Trzeba
przejsc do ataku na sily kontrrewolucji, jej przywodcow i animatorow.
PZPR nie ma sie juz dokad cofnac. Ma oparcie w aparacie panstwowym,
wojsku, milicji, sluzbie bezpieczenstwa, ma poparcie zdrowych sil partii
i narodu.
W pracy politycznej z ludzmi pracy - tlumaczyl Brezniew - uwazamy za
celowe propagowanie tezy, ze wlasnie sily antysocjalistyczne swa wroga
dzialalnoscia przeszkadzaja w przezwyciezeniu trudnosci, jakie przezywa
Polska; Tym silom potrzebne jest poglebienie trudnosci, by tym latwiej
wyrwac wladze z rak partii komunistycznej i obalic ustroj. Musicie byc
przygotowani na wszelkie komplikacje, szczegolnie jesli opozycja rzuci
ludowej wladzy otwarte wyzwanie. Co wowczas robic? Jest oczywiste, ze
partia powinna wykorzystac w walce zarowno srodki pokojowe jak i
przemoc.
Kania i Pinkowski wywarli dobre wrazenie w trakcie moskiewskich rozmow.
Mowil o tym Brezniew na posiedzeniu Biura Politycznego 31 pazdziernika:
"|Jesli chodzi o Kanie i Pinkowskiego, to obaj zrobili dobre wrazenie na
mnie i najwidoczniej na pozostalych towarzyszach, ktorzy uczestniczyli w
rozmowach |(chodzi o premiera Nikolaja Tichonowa, wicepremierow
Konstantina Rusakowa i Iwana Archipowa, ministra spraw zagranicznych
Gromyke).| To powazni, myslacy ludzie. Rzecz jasna, dopiero dzialalnosc
praktyczna pokaze, ile sa warci jako przywodcy polityczni|". I dodal:
"|Jesli cos wymaga przyspieszenia, to udzielenie Polsce znaczacej pomocy
gospodarczej, ktora pozwoli Polakom przetrwac ten trudny czas|".
I pomoc nadeszla. To paradoks, ze uchwala Biura Politycznego KC KPZR "O
okazaniu Polsce pomocy gospodarczej i finansowej w 1981 r." zostala
przyjeta 11 listopada - w dzien po rejestracji "Solidarnosci". Fakt, iz
Kania dopuscil do legalizacji zwiazku, uznano na Kremlu za akt
wymierzony przeciwko Moskwie. Ale Brezniewowi nieporecznie bylo sie
wycofywac - 5 listopada wystosowal listy do Janosa Kadara, Todora
Ziwkowa, Gustava Husaka i Ericha Honeckera, zawierajace streszczenie
rad, jakich Moskwa udzielila "polskim przyjaciolom" oraz prosbe o pomoc
gospodarcza dla Polski. Brezniew informowal o decyzji udzielenia polsce
kredytu na sume 150 mln dolarow, pozyczki 190 mln dolarow na zakup zboza
i zywnosci, odroczenia splaty rat polskiego zadluzenia wynoszacego 280
mln dolarow oraz o dostawach towarow z ZSRR do Polski (surowce i nosniki
energii) za 150 mln rubli.
Tak ksztaltowalo sie stanowisko Kremla wobec wydarzen w Polsce od polowy
sierpnia do pazdziernika 1980. Zrodla, jakimi dysponujemy, pozwalaja
stwierdzic z duza doza prawdopodobienstwa, ze Moskwa uznala powstanie
"Solidarnosci" za najwieksze zagrozenie dla swych interesow w Polsce,
nie dopuszczala nawet mysli o mozliwosci dialogu z opozycja i wlasciwie
od poczatku opowiadala sie za rozwiazaniem konfliktu metoda silowa.
________________________________________________________________________
<>, 23-24.07.1994. Cykl w dwutygodniowym dodatku "+
Plus - Minus". Autor, M. Siwiec jest poslem SLD. Nie znam jego drogi do
SLD, nie wiem, czy byl zwiazany z ancien regime'm, a teraz troska
sie o nalezyte wykorzystanie wolnosci Ojczyzny, czy jest nowym nabytkiem
o lewicowych pogladach, wywodzacym sie np. z kregow "Solidarnosciowych".
Moze ktos z Czytelnikow o nim slyszal. Nie jestem zachwycony jego wizja,
jest ona dosc partyjna i naiwna, ale - ciezka sprawa, polityczne pomysly
prawicowej opozycji w Polsce bywaja jeszcze bardziej naiwne. Siwiec
piszac o "uzasadnionych *lub nie* uprzedzeniach do Rosji" pozwala sobie
na grube naduzycie. Tym niemniej do tamtejszych konsulatow i placowek
handlowych winnismy wysylac ludzi, ktorzy maja do tamtych sympatie, a
nie traktuja Rosjan, jak ichni dyplomaci nas, za czasow Brezniewa. Taka
zemsta jest kretynstwem. A jesli inne uwagi autora zdenerwuja
Czytelnika, to dobrze. To moze kiedys da temu wyraz czynnie. A jesli
nie, to tacy jak Siwiec itp. beda nadal ulegac zludzeniom, ze skoro
wygrali wybory i maja wiekszosc w Sejmie, to reprezentuja wlasciwe i
wlasciwie interesy spoleczenstwa polskiego. J. K_uk
Marek Siwiec
CZAS PRAGMATYZMU
================
*Czy mielismy jasna wizje miejsca Polski w Europie i na swiecie piec lat
temu, kiedy moglismy juz podejmowac suwerenne decyzje i okreslic nasze
cele? Czy i o ile potrafimy byc zgodni w mysleniu o celach naszej
polityki zagranicznej? Czy potrafimy w sposob odpowiedzialny zadbac o
interesy naszego spoleczenstwa i panstwa? Czy udalo nam sie sprawic, by
swiat nam sprzyjal i byl przychylny naszym reformom oraz staraniom o
wlasne bezpieczenstwo i bezpieczenstwo naszego otoczenia? Wreszcie,
jezeli juz potrafilismy okreslic strategiczne cele, to czy znalezlismy
wlasciwe drogi, by je urzeczywistnic? Na te i podobne pytania coraz
czesciej pojawiaja sie krytyczne odpowiedzi. Nie tylko watpliwosci, ale
ostre spory o wlasciwe kierunki naszej dyplomacji zaczynaja wyznaczac
lub tez ujawniaja polityczne podzialy w naszym spoleczenstwie...*
Jak korzystamy z naszej suwerennosci
Nie ma prostych odpowiedzi na proste pytania. Szczesciem, historia dala
nam szanse zycia w wolnym kraju. Pozostaje otwarte pytanie, jak z
wolnosci wynika rozumiana praktycznie suwerennosc i niezaleznosc Polski.
Nie sposob rozpoczac najbardziej nawet uproszczonego wywodu od krotkiego
bilansu minionych pieciu lat.
A wiec bylismy politycznie i gospodarczo uzaleznieni od ZSRR, teraz nie
jestesmy. Wtedy "bezpieczenstwo strachu" przy ograniczonej suwerennosci,
gwarantowal Pakt Warszawski, teraz zmierzamy do gwarancji bezpieczenstwa
wedlug standardow zachodnich, oferowanych przez NATO.
Nie ma w Polsce obcych wojsk, nie ma jednostronnej zaleznosci
gospodarczej od jakiegokolwiek panstwa, nie ma zagrozenia granic. Polska
domaga sie obecnosci w w zintegrowanej gospodarczo i politycznie
Europie.
Ten kierunek strategii polskiej polityki zagranicznej nie budzi
powazniejszych kontrowersji i jest |oczywistym osiagnieciem ostatnich
lat|.
Spoleczenstwo odczuwa dobrodziejstwa tak rozumianej suwerennosci,
chociazby poprzez otwarcie granic i realna mozliwosc podrozowania.
Mozna jednak odniesc wrazenie, ze budowa zrebow suwerennosci odbywala
sie wedlug zasady prostej negacji praktyk i ideologii okresu minionego.
Miejsce wasalstwa wobec ZSRR zajal najpierw antysowietyzm, potem
antyrosyjskosc. Dawne elity PZPR bezkrytycznie patrzyly na Wschod. Nowe,
postsolidarnosciowe ekipy, podobnie bezkrytycznie szukaly inspiracji na
Zachodzie. To rozumowanie mozna by kontynuowac, ale odpowiedz na pytanie
redakcji - czy mielismy wizje miejsca Polski w Europie i na swiecie
piec lat temu - jest prosta. Wiedzielismy, ze ma byc inaczej. Jak -
tego nikt nie przewidzial. Wizja zamoznych panstw zachodniej Europy
zdawala sie modelem najlepszym, najpewniejszym i najprostszym w
realizacji. Nikt tez wtedy, piec lat temu, nie wiedzial, jaka jest
gotowosc cywilizowanego swiata do ponoszenia kosztow naszej
transformacji ustrojowej. A najwieksza niespodzianka okazaly sie spore
poklady strachu przed "nowym", jakie drzemaly i drzemia w ludziach.
Swiat zmienial sie szybciej niz Polska
Rychlo okazalo sie, ze proste przejscie spod parasola radzieckiego pod
amerykanski jest niemozliwe. Warto jednak pamietac, ze to "Solidarnosc"
i jej bezposredni nastepcy wyprowadzili nasz kraj z zaleznosci
politycznej, militarnej i gospodarczej od wschodniego supermocarstwa. W
tym sensie Polska osiagnela nowy etap suwerennosci. Jednak, gdy uklad
konfrontacji zostal zastapiony wola globalnej wspolpracy, rychlo okazalo
sie, ze na te nowa sytuacje nie widac atrakcyjnych koncepcji w polityce
zagranicznej.
Wielu politykow i publicystow prezentuje postawy skrajne. Pierwsza, to
przekonanie o determinizmie i koniecznosci powtorki z jakiegokolwiek
scenariusza historii. Druga okazuje sie traktowaniem Polski, jej
sasiadow i potencjalnych sojusznikow, jak klockow lego, tj. "z Rosja
przeciw Niemcom", "z Ameryka na Niemcy", "z Niemcami na Rosje" itd. Taki
schematyzm jest niebezpieczny i usprawiedliwia brak pragmatycznj
polityki. Czesto, lepiej lub gorzej skrywane, uzasadnione lub nie,
uprzedzenia do Rosji okazywaly sie balastem w budowaniu nowej pozycji
Polski. I to nie tylko wobec panstw postradzieckich. Sa bowiem i inne
fobie - polski antysemityzm w pewnym momencie stal sie klopotliwy
wlasnie dla panstw zachodnich.
Tymczasem, jesli nasza determinacja zwiazania sie z Zachodem jest
pierwszym filarem konstruowania bezpieczenstwa Polski, to jednym z
kolejnych winny byc dobre stosunki z Rosja i innymi panstwami,
powstalymi po rozpadzie imperium. Powodow bynajmniej nie ideologicznych,
jest kilka, ale o jednym warto nigdy nie zapominac. To Stany Zjednoczone
i ich sojusznicy zdecydowali, ze nowa zelazna kurtyna nie powstanie ani
na Odrze, ani na Bugu. Inaczej mowiac, teza "im gorzej z Rosja, tym
wieksze szanse na zachodzie" przestala byc aktualna.
Polska musi handlowac z panstwami wschodnimi
To cel numer jeden w nowej polityce wschodniej. Trwala obecnosc
gospodarcza moze sie okazac najlepsza gwarancja konca imperialnych
pomyslow wobec Polski. Za gospodarka winna isc obecnosc kulturowa. W tej
dziedzinie widac w ostatnich latach regres, nie zawsze uzasadniony
wzgledami ekonomicznymi. Wielkie mozliwosci prezentacji naszego kraju
dac moze eksport polskich programow radiowych i telewizyjnych za pomoca
lokalnych stacji nadawczych i to nie tylko do skupisk polonijnych. W tej
dziedzinie nie robimy nic.
Skoro o Polonii mowa, to i w tej dziedzinie prowadzimy jako panstwo
polityke nieskuteczna i slabo osadzona w realiach wspolczesnego swiata.
Polska realizuje romantyczno-ckliwy stosunek do naszych rodakow na
Wschodzie. A im potrzeba chocby nowoczesnej wiedzy o swoich prawach jako
mniejszosci. Prawach, jakie daje ustawodawstwo europejskie. Podam jeden
tylko przyklad. W ostatnich wyborach parlamentarnych na Ukrainie polska
mniejszosc nie wystawila na preferencyjnych warunkach swoich kandydatow.
Skutek latwo odgadnac.
Gdy dwa panstwa obciaza historia, a chca pokonac wzajemne uprzedzenia,
to przede wszystkim daja taka szanse mlodym pokoleniom. Dlaczego nie
popieramy wymiany wakacyjnej mlodziezy Polski, Rosji, Ukrainy?
Nie ma w Polsce mody na Rosje
Stan ten mozna uzasadnic, ale czy w dalszej perspektywie sytuacja taka
bedzie racjonalna? Panstwa i narody uprzedzone do siebie, tak jak Zydzi
i Niemcy, pokonaly bariery duzo wieksze, niz milczenie nad katynska
mogila.
My mozemy startowac z innego pulapu do przyszlej wspolpracy. Kilka
milionow Polakow mowi po rosyjsku, wielu poznalo tamte panstwa. W oczach
Zachodu uchodzimy za kraj znajacy Rosje. W koncu polozenie geograficzne,
obok zagrozen, daje wiele przewag. Ostatnie Spotkania Wiosenne Rady
Europy w Warszawie dowiodly, ze w obliczu przyjecia Rosji do tej
organizacji politycy zachodni tak wlasnie patrza na Polske.
Przedstawione rozumowanie zaklada utrwalenie demokratycznych przemian w
Rosji, na Ukrainie i w innych panstwach tego regionu. Te tendencje
trzeba madrze wspierac. Tylko w demokracji na Wschodzie jest szansa
polozenia kresu nie konczacej sie repetycji z historii, w ktorej to
Polska, rzucajac sie z objec jednego sasiada w ramiona innego, predzej
czy pozniej zostaje sama.
To wlasnie przez swiadoma refleksje ludzi, ktorzy sami niedawno
odzyskali wolnosc, mozna zagwarantowac poszanowanie wlasnych praw.
Rownoprawne stosunki musza oznaczac, ze dwa panstwa potrzebuja siebie
nawzajem. Musza o tym zdecydowac Rosjanie, Ukraincy i wiele innych
narodow, mozolnie dolaczajacych do grona panstw niezaleznych. Aby tak
sie stalo, |musimy pokazac im nowa Polske|, przekonac do niej, pokazac
wspolne interesy.
Takiemu procesowi na pewno nie sluzyl styl uprawiania polityki w
ostatnich latach, polegajacy na aroganckim pouczaniu naszych sasiadow,
jak nalezy "robic demokracje i reformy".
Nie ma dla Polski wiekszego niebezpieczenstwa jak dogadanie sie Rosji z
kimkolwiek ponad naszymi glowami. Dobre kontakty z Rosja, Ukraina,
Bialorusia potrzebne sa, aby uniknac sytuacji, jakich politycy
postzimnowojenni nie znali. Dzisiaj bardziej realnym zagrozeniem dla
naszego kraju okazuja sie: miedzynarodowa przestepczosc, skazenia
ekologiczne i nie kontrolowana migracja. Czy jakikolwiek rzad, bez
dobrych bilateralnych kontaktow, potrafi rozwiazac czesc wskazanych
problemow samodzielnie? Chyba, ze w mocarstwowym stylu powiemy sobie i
swiatu: to tez ich interes, sami do nas przyjda. Otoz nie przyjda, gdyz
w skali tamtych panstw to, co nam grozi smiertelnie, jest zaledwie
marginesem. Przypomne, ze szef FBI mial odwage pojechac do Moskwy i
pokazac, jak miedzynarodowa mafia grozi wielkiej i bogatej Ameryce.
Swiadomie rozpoczalem rozwazanie, czy umiemy korzystac z suwerennosci od
watku wschodniego. Tu widac najwyrazniej, jak stereotyp myslenia,
uprzedzenia ludzi uprawiajacych polityke, nawet uzasadnione, tworza
fakty nie zawsze korzystne dla panstwa.
Mozna by, w innej skali, poszukac przykladow w polskiej polityce wobec
Zachodu. Potrzebowalismy lat, aby dojsc do wniosku, ze |to Polska musi
sie integrowac|, a panstwa europejskie moga co najwyzej na to przystac.
Trzeba bylo przykrych upokorzen, aby do elit, tworzacych polityke
ostatnich lat, dotarla prosta prawda, ze okres odcinania kuponow od
zwyciestwa nad komunizmem zostal zakonczony. Szanse na suwerennosc, jaka
daje np. Uklad Stowarzyszeniowy z UE, latwo utracic poprzez zaniedbanie
modernizacji wlasnej gospodarki. Obawiam sie, ze w tej dziedzinie czeka
nas wiele rozczarowan.
Zjednoczenie z Europa winno przestac byc magicznym zakleciem, a stac sie
bezwzglednie realizowanym programem dzialan prawnych i gospodarczych.
Polacy szybko zrozumieli, ze pozbywajac sie wojsk radzieckich, nasza
suwerennosc poddawana bedzie nowym zagrozeniom. Wsrod nich zaleznosc
gospodarcza od zachodniej pomocy finansowej wymieniana bywa jako
najbardziej dotkliwa. Trudno akceptowalny okazal sie fakt, ze we
wspolczesnym swiecie tak naprawde suwerennych panstw nie ma. Rzecz w
tym, aby pojawiajace sie zaleznosci dawaly rozwoj gospodarczy odczuwany
przez spoleczenstwo.
Wobec zasadniczych celow polityki zagranicznej rzadu Waldemara Pawlaka
istnieje rzadko spotykany konsensus. Dalo temu wyraz niedawne glosowanie
sejmowe. To sytuacja, gdy w interesie panstwa "ponad podzialami", trzeba
najwazniejsze sprawy mozolnie posuwac do przodu.
Czy wiec potrafimy korzystac z uzyskanej suwerennosci? Uczymy sie.
__________________________________________________________________________
Stanislaw Dubiski
INTELEKTUALNY RABUNEK
=====================
(Nawiazanie do recenzji z przedstawienia oper Mozarta w
Warszawskiej Operze Kameralnej, <> nr 109)
Czytajac w dziennikach torontonskich recenzje z przedstawien
operowych, mozna miec wrazenie, ze kazda nowa premiera Toronto Opera
Company, to jeszcze jeden sukces artystyczny. Krytycy, ktorych jak
wiadomo pierwszym i najwazniejszym obowiazkiem jest krytyka, juz od
kilku lat sa chorem cmokierow, wpadajacych w zachwyt nad kazda "wybitnie
oryginalna" inscenizacja. Jednakze publicznosc, wykazujac duza
niezaleznosc, nie pozwala, aby jej prano mozgi i pod kolorowa etykietka
necacej reklamy wpychano nadpsuty towar. Zaprotestowala ona biernie, ale
skutecznie - odchodzac od kasy. W rezultacie Canadian Opera Company
stracila nie tylko wiele milionow dolarow, lecz rowniez i dyrektora,
pana Briana Dickie, ktory widzac, co sie swieci, szybko ze swego
stanowiska zrezygnowal.
No, a kto ma w tym wszystkim racje? Krytycy, czy publicznosc? Czym jest
opera jako dzielo sceniczne i jak powinna byc odtwarzana, aby
widzowi-sluchaczowi przekazac to, co jej tworcy, kompozytor i librecista
w swoje dzielo wlozyli? Kompozytor i librecista kazdej opery, nawet tej
najbardziej statycznej, zawsze staraja sie zestroic muzyke z akcja i ze
slowami tak, aby powstalo jedyne w swoim rodzaju dzielo, ktore dziala
jednoczesnie na wzrok, sluch i wyobraznie widza. Nie zawsze i nie kazdej
parze kompozytorsko-pisarskiej ta trudna sztuka sie udawala. Tysiace
oper poszly w zapomnienie, z tego wiekszosc zupelnie slusznie. Fakt, ze
jakas opera wytrzymala probe czasu i do dzis dnia utrzymuje sie w
repertuarze, niewatpliwie swiadczy o tym, ze reprezentuje ona jakas
wartosc artystyczna. Obowiazkiem odtworcow jest te wartosc artystyczna
przekazac wspolczesnemu widzowi.
Ale nawet wybitnego dziela operowego nie odbiera sie latwo. Bardzo
czesto widz, nie rozumiejac slow, nie moze nalezycie sledzic akcji
scenicznej i w konsekwencji traci rowniez wiele ze strony muzycznej
przedstawienia. Tutaj, na zloty medal zasluguje pogardzany przez
krytykow byly dyrektor COC, Lotfi Mansouri, ktory wynalazl slynne
"surtitles". Dzieki nim mozemy sledzic kazdy szczegol akcji, mimo ze
opera jest spiewana w nieznanym dla nas jezyku. Nota bene zrozumienie
slow recytowanych, a tym bardziej spiewanych jest w wiekszosci
przypadkow bardzo trudne i "surtitles" przydalyby sie w kazdej operze,
niezaleznie od tego w jakim jezyku jest spiewana.
Ostatnio (a wlasciwie to moze i od dawna) pojawiaja sie rezyserzy
teatralni, ktorzy pragnac wykazac sie "wizja" artystyczna, udziwniaja
rezyserowane przez siebie sztuki, dodajac do nich rozne epizody, nie
tylko nie przewidziane przez autora scenariusza, ale czasem nie majace
nic wspolnego z akcja sztuki. Podobno w jednym z teatrow berlinskich
corka Krola Leara podnosi wartosc artystyczna sztuki, oddajac na scenie
(glosno) mocz do wiadra. Nie znam sie na teatrze, <> w
Berlinie nie ogladalem i nie wiem, czy dzielo Szekspira na tym epizodzie
zyskalo czy stracilo. Jezeli chodzi o opere, to ten gatunek sceniczny
jest wystarczajaco trudny do odbioru, aby go takimi gierkami jeszcze
bardziej nie utrudniac. W operze caly wysilek rezysera powinien isc w
kierunku lepszej ilustracji dramatycznej, lepszego wytlumaczenia dziela
widzowi, a nie jak najbardziej skutecznego zbicia widza z pantalyku.
Brian Dickie widocznie nie zdawal sobie z tego sprawy i postanowil
powierzyc stworzenie nowych inscenizacji w COC rezyserom teatralnym,
prawdopodobnie oczekujac, ze wprowadzi to troche "swiezej krwi" do
produkcji oper, ktore to pole widocznie uwazal za zacofane i
konserwatywne. Rezyserzy zywo zabrali sie do "porzadkow" i
"usprawniania", doslownie przenoszac swoje doswiadczenia teatralne (lub
tez ich brak) do opery. O naiwnosci i niefachowosci tych ludzi swiadczy
najlepiej to, ze aby dostrzec ich bledy nie trzeba byc jakims wysokiej
rangi specjalista - potkniecia te moze z latwoscia zauwazyc przecietny
widz operowy. Za przyklad niech posluzy scena uprowadzenia Gildy w
<> Verdiego. Jest to prawdziwy majstersztyk
dramatyczno-muzyczny: porywacze przekonuja Rigoletta, ze zamierzaja
uprowadzic zone hrabiego Ceprano, ktorego palac znajduje sie
naprzeciwko domu Rigoletta. Pod pozorem zalozenia maski, zakladaja
trefnisiowi opaske na oczy i kaza trzymac drabine. Po tej drabinie,
zamiast do palacu Ceprano, przedostaja sie na balkon domu Rigoletta
porywajac stamtad jego corke Gilde. W inscenizacji COC rezyser kaze
spiskowcom przystawic drabine do slepej sciany, do nikad, a wiec
wlasciwie uniemozliwia porwanie, czyli pozbawia sensu cala dalsza
akcje.
Jako staly bywalec COC przyklady takie moglbym mnozyc tuzinami. Niektore
z nich szkodza akcji i utrudniaja odbior opery, inne sa tylko
swiadectwem glupoty rezysera, kostiumologa lub projektanta oswietlenia,
ktorzy zamiast robic to, co do nich nalezy, sila sie na pomysly
"artystyczne". W <> - na przyklad - Papageno
przynosi na scene zywa kure, zdejmuje but i ze skarpetki wysypuje na
stol cos, co kura z apetytem zaczyna dziobac. Mimo wykazania takiej
"inwencji tworczej" rezyser, Martha Clark, nie zna widocznie
podstawowego rezyserskiego ABC, bo nie potrafi zapanowac nad akcja i
osobami na scenie. W rezultacie na scenie wywiazuje sie chaos i
wlasciwie trudno sie zorientowac o co chodzi i co sie dzieje. Krolowa
Nocy, po odspiewaniu swojej pierwszej arii, walesa sie po scenie,
wtykajac ksieciu Tamino czarodziejski flet, choc z libretta wyraznie
wynika, ze powinna zniknac w chmurach wsrod grzmotow i blyskawic, a flet
maja wreczyc ksieciu Trzy Damy. Ponury osobnik, wygladajacy jakby
cierpial na katatonie, a ktory na samym poczatku straszyl Tamina wezem,
snuje sie potem przez caly czas przedstawienia i zupelnie niepotrzebnie
probuje wtracac sie do akcji. Banda poszturchujacych i zachowujacych sie
po chuligansku ulicznikow, to w mozartowskim oryginale trojka Geniuszy,
ktora z wdziekiem i godnoscia ma pomagac bohaterom w ich tarapatach...
A kostiumy? Kazdy kolejny projektant kostiumow dla COC mial chyba
puszke, z ktorej na slepo wyciagal kartki z obrazkami wycietymi z
jakiejs ilustrowanej encyklopedii. Dla Makbeta "wylosowal" stroj
samuraja, dla Krolowej Nocy - pruska pikelhaube. Maddalena (w
<>) ubrana zostala w stroj baletnicy, Papagene "zrobiono" na
nieletnia prostytutke z Sajgonu, a Don Giovanni dostal stroj herszta
gangu motocyklowego. Konia z rzedem temu, kto mi wytlumaczy po co,
dlaczego i jaki w tym wszystkim sens!
Rownie "modne" jest przenoszenie akcji opery w inna epoke. Peter Sellars
w swojej telewizyjnej produkcji przeniosl <> do
czarnego getta w Nowym Jorku, a jego <> dzieje sie w
luksusowym nowojorskim apartamencie. Rowniez w Nowym Jorku, w srodowisku
wloskich mafiosos, umiescila Saddlers Wells Opera akcje swojego
<>. COC nie pozostaje w tyle: zeszloroczny Florestan (w
<>) byl wieziony w lochach rumunskiej czy tez
poludniowoamerykanskiej bezpieki. Jezeli chodzi o ostatni wyczyn COC -
<>, to choc nie bylo to na pewno intencja rezysera,
ja osobiscie bylem pod wrazeniem, ze akcja toczy sie nie gdzie indziej,
jak tylko w ponurym wnetrzu szpitala psychiatrycznego. Jak mozna robic
takie rzeczy? Przeciez <>, <>, <> i wszystkie inne opery sa wlasnoscia intelektualna ich tworcow, a
nie "poprawiaczy" w rodzaju Sellarsa czy Marthy Clark. Kazdy, kto bierze
sie za przerobki muzyczne, tekstowe, czy scenograficzne, powinien
odpowiadac przed sadem za kradziez intelektualna, a nie byc przedmiotem
cmokierskich zachwytow! Jezeli komus ubzdurala sie opera o murzynskim
getcie w Nowym Jorku - prosze bardzo - kazdemu wolno pisac i
komponowac, ale wara od przerobek! Jezeli ktos nie potrafi napisac opery
od poczatku do konca, to niech nie pcha sie na afisz, kradnac muzyke i
pomysly innych!
-------------------
Trzy centy red. dyz. Sam moglbym dodac dziesiatki przykladow
uzupelniajacych. Na pytanie "po co" odpowiedz jest latwa, jak sadze.
Zrobienie tradycyjnej inscenizacji, ktora nie bylaby wtorna, jest coraz
trudniejsze, zwazywszy rosnaca z roku na rok ilosc premier operowych
oraz popularyzacje tego gatunku sztuki przez video i TV. Wielu rezyserow
oraz scenografow wierzy, ze jedyna dla nich szansa jest eksperyment na
substancji dramatycznej, czyli na libretcie (na szczescie na substancji
muzycznej sie raczej nie eksperymentuje, wrecz odwrotnie, traktowana
jest czasem z przesadna atencja).
Tym niemniej nie potepialbym eksperymentow w czambul. Konserwatyzm w
inscenizjacji moze byc rownie nieznosny jak eksperymenty-potworki, o
ktorych wyzej. Wystarczy obejrzec ktorekolwiek przedstawienie <> z Moskwy, ktory do niedawna przynajmniej nie potrafil wyjrzec
z XIX wieku. Inscenizacje tradycyjne potrafia byc rownie niemadre,
nielogiczne itp. co "nowatorskie". Do dzis wspominam pewna inscenizacje
<> ze znanego teatru operowego, w ktorym Figaro spiewajac
<>, prawdopodobnie najbardziej znana arie opery,
wskazujac na Cherubina komentuje tegoz "bel cappello", czyli piekny
kapelusz. Klopot tylko taki, ze scenograf zapomnial wsadzic Cherubinowi
na glowe jakiekolwiek przykrycie, a rezyser tej drobnostki w ogole nie
zauwazyl.
Z kolei istnieja przedstawienia typu eksperymentalnego, ktore zmuszaja
do myslenia i nie moga byc uwazane za automatycznie nieudane. Przypomina
mi sie slynny <> Wagnera z Bayreuth 1976 lub 1977,
rezyserowany przez Patrice Chereau (ogladalem na video, na festiwal w
Bayreuth nie dane mi bylo trafic). Zloto Renu w tym cyklu symbolizowane
bylo przez "biale zloto", czyli energie elektryczna zawarta w rzece i
pokazana jako majaczaca na tle sceny wielka zapore wodna. Cory Renu z
kolei ukazane jako prostytutki, odwodzace kazdego klienta jak najdalej
od elektrowni. Itp. itd. Dete? Moze, ale przy tym nieslychanie logiczne
i konsekwentne do samego konca. Zadnego "loose end". Po tym
przedstawieniu patrzec nie moglem na tradycyjno-germanskie inscenizacje
<>, ktore skompromitowaly sie bez reszty (Walkirie
cwalujace na koniach lub udajace, ze to robia itd.). J.K_ek
________________________________________________________________________
Ma nie byc moralu, nie bedzie i trzech groszy, tylko (bez konsultacji z
Autorem) moja dedykacja dla moich Przyjaciol z grupy dyskusyjnej
"kominek" uwazajacych z duza doza slusznosci, ze Polske gubi
centralizacja i ze najsensowniejsza polityka byloby oddanie sterowanie
wszystkiego w dol, w rece gmin... J.K_uk
Michal Babilas
HISTORYJKA BEZ MORALU
=====================
Dzisiaj opowiem Wam historyjke bez moralu i w gruncie rzeczy
nieciekawa. Tuz za Poznaniem w kierunku na Berlin znajduje sie
miejscowosc TP. TP jest jedna z bogatszych gmin, jezeli nie w calej
Polsce, to przynajmniej w Poznanskiem. Jednym z obywateli TP jest lokalny
biznesman, nazwijmy go (zeby bylo z wielkopolska) Korbolek. Z gmina TP
sasiaduje gmina R, nieco juz biedniejsza, bo bez takich asow kapitalu
jak przykladowo p. Korbolek. Wies N jest jedna z wsi wchodzacych w sklad
gminy R. Mieszka tam p. Emilka, dzieki ktorej mam mozliwosc opowiedzenia
Panstwu calej tej historii. P. Emilka uzywana jest w moim miejscu pracy
do prostych czynnosci biurowych, i - dalibog - obecnie jest to jedyne
wlasciwe jej zastosowanie. Kiedys jednakoz musialo byc inaczej, pamiatka
tych czasow jest teraz pachole wabiace sie Waldek. Waldek chodzi do
przedszkola we wsi N.
I tu, po przydlugim wstepie, opisie bohaterow i miejsca akcji,
przechodzimy do rzeczy sedna. Rok temu gmina R, borykajac sie z
finansami, obciela dotacje na przedszkole we wsi N. Poszlo o jakies
drobne 100 mln zl rocznie, tj. etat palacza. W tym momencie do akcji
wkroczyl rekin finansjery z sasiedniej gminy, czyli p. Korbolek, ktory
wyjal z tylnej kieszeni brakujaca gotowke. I wszyscy bardzo sie
cieszyli.
Minal rok. Korbolek w miedzyczasie doszedl do wniosku, ze nie bedzie
wiecej oplacal palacza w przedszkolu we wsi N, a jezeli ma wlaczac sie w
sponsorowanie szkol i przedszkoli, to woli robic to w swojej wlasnej
gminie, czyli TP. Jego pieniadze, jego prawo. Gmina R tego roku
finansowo stoi dobrze, ale radni, konstruujac budzet, zupelnie celowo
obcieli forse na przedszkole we wsi N. "Niech Korbolek buli" - mowia -
"mogl przedtem, to moze i teraz, dla niego to tyle co splunac przeciez".
I teraz - na przykladzie p. Emilki - popatrzmy jak reaguja osoby
bezposrednio zainteresowane, czyli rodzice dzieci ze wsi N (a
jednoczesnie elektorat rajcow gminnych, oraz platnicy podatkow bedacych
<> budzetu tejze gminy). A wiec: okoliczni wloscianie nie
zrobili i nie zrobia nic, aby sklonic radnych do przydzielenia srodkow
na przedszkole. Co wiecej, sa bardzo zadowoleni, ze radni wykazali tak
zdecydowana postawe, kategorycznie domagajac sie Korbolkowych pieniedzy.
Winnym calej sytuacji jest - zdaniem p. Emilki - Korbolek.
Rownoczesnie mieszkancy N nie udadza sie z osobista suplikacja do p.
Korbolka, bo (cytuje) "my mamy swoja godnosc i sie tego [epitet] nie
bedziemy prosic, niedoczekanie jego". Przedszkole we wsi N zostalo wiec
zamkniete.
I w ten sposob udalo mi sie doprowadzic opowiesc do konca. Jest to historia
nudna, ale swego czasu bardzo pomogla mi zrozumiec dlaczego PSL/SLD wygraly
ostatnie wybory. I dlatego ja Panstwu opowiedzialem.
________________________________________________________________________
Redakcja "Spojrzen": spojrz@k-vector.chem.washington.edu
Adresy redaktorow: karczma@univ-caen.fr (Jurek Karczmarczuk)
krzystek@u.washington.edu (Jurek Krzystek)
Wspolpracuja: bielewcz@uwpg02.uwinnipeg.ca (Mirek Bielewicz)
zbigniew@engin.umich.edu (Zbigniew J. Pasek)
Copyright (C) by Jurek Krzystek (1994). Copyright dotyczy wylacznie
tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem
zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu.
Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji.
Numery archiwalne dostepne przez anonymous FTP, adres:
k-vector.chem.washington.edu, (128.95.172.153). Tamze wersja
PostScriptowa "Spojrzen".
____________________________koniec numeru 110___________________________